Byłem zaskoczony, jak Miki szybko skontaktował się z naszym najstarszym synem. To było całkiem sprytne, ciekawe, czy ja też potrafię takie sztuczki. Pewnie nie, bo jak to by u mnie miało wyglądać? Miki kontaktował się przez wodę, a jej na tym świecie było dużo, o ile nie była wszędzie, a taki ogień? Może przez ogniska będę mógł rozmawiać? To akurat byłoby strasznie zabawne. Szkoda tylko, że to niemożliwe. Chyba niemożliwe. Musiałbym się spytać kogoś, kto ma znacznie większe doświadczenie w byciu serafinem ognia i jedyną osobą, którą kojarzyłem i spełniała ona wszystkie te wymagania, to była Lailah. Ponoć i ją mam odwiedzić, ale to wszystko w swoim czasie. A przynajmniej tak mi Miki powiedział. A on wie wszystko lepiej, w końcu jest mądry i kochany.
- To idziemy teraz na zakupy? – zapytałem, chcąc już wszystko mieć z głowy.
- Nie, dzieci przyjdą dopiero za dwa dni, więc jutro zrobię zakupy. Dzisiaj poświęcę czas tobie – powiedział, co mi się tak nie do końca spodobało. Gdyby zrobił to dzisiaj, jutro mielibyśmy cały dzionek dla siebie. No ale to jego wybór, ja się nie mogę na niego wpływać. Mogę mu zasugerować coś, no ale nie mogę mu czegoś rozkazać.
- A nie lepiej iść teraz, by jutro mieć spokój? – zasugerowałem, uśmiechając się delikatnie.
- Mam już dosyć ludzi na dzisiaj. Wracamy do domu? – spytał, na co kiwnąłem głową.
- A ci ludzie... coś ci dzisiaj zrobili? – zapytałem, kiedy już wracaliśmy do naszego uroczego domku. Jakoś tak miałem wrażenie, że w przeszłości ludzie niedobrze go potraktowali i przez to bałem się go za bardzo wpuszczać do miasta. Tylko co to było...? Chyba byłem zazdrosny o niego. I w sumie słusznie. Mikleo był piękny, z pewnością przykuwał wzrok niejednego człowieka, a ja chyba byłem nie najładniejszy wtedy. Teraz też najładniejszy nie jestem, ale chyba ładniejszy niż wcześniej.
- Nie, nie, tylko nagabywali mnie troszkę. Chcieli wiedzieć, jak długo pozostanę w mieście – przyznał mi, co tak nie do końca mi się spodobało. I tu nie chodziło o Mikleo, tylko o tych ludzi. To jest moja Owieczka, niech sobie znajdą własną.
- Jesteś popularny tutaj w mieście? – zapytałem, chcąc sobie kilka rzeczy poukładać w głowie.
- Kiedyś uratowałem miasto i jakoś tak mnie bardziej zaczęli lubić mimo, że ja tam nadal za nimi nie przepadam. Wiesz, jak to jest, kiedy raz się pomoże ludziom, a oni zaraz będą chcieli więcej – mówił dalej, absolutnie mnie nie uspokajając.
- Może jednak powinienem pójść jutro z tobą? Jak ludzie mnie zobaczą i się przestraszą na śmierć, to będziesz miał spokój – zauważyłem, bardzo chcąc mu towarzyszyć w tych zakupach.
- O mnie się nie martw, poradzę sobie. Wszystko małymi kroczkami, dobrze? Powoli przygotujmy ludzi do twojego powrotu – wyjaśnił Miki, oczywiście dalej trwając przy swoim zdaniu.
- No niech ci będzie. A jaki obiad przygotujesz? – pytałem dalej, chcąc oczywiście wiedzieć jak najwięcej.
- Przygotuję? A co ty w tym czasie miałbyś robić? – spytał, lekko rozbawiony.
- No oczywiście będę ci pomagał, ale to ty będziesz robił te najważniejsze rzeczy. Bo się domyślam, że to ty z nas dwóch jesteś większym talentem kulinarnym. Ja się do tego raczej nie nadaję – przyznałem, uśmiechając się lekko. Mój Miki to dopiero ma wiele talentów... ja to dopiero szczęściarzem jestem, że mam kogoś takiego przy sobie jak on.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz