Uspokojony uśmiechałem się delikatnie do męża, chowając twarz w jego ramionach, zamykając zmęczone oczy. Gdy strach minął, zmęczenie się pogłębiło, a ja pragnący już odpocząć zamknąłem oczy, oddychając z ulgą.
- Tak wiem, wszystko jest już dobrze - Wyszeptałem, powoli odpływając do krainy snów, gdzie wszystko było możliwe.
Obudziłem się dość wcześnie, gdy słońce świeciło swoimi promieniami na nasz twarze. Wyspany mimo małej ilości snu rozciągnęłam się leniwie, zerkając na mojego męża, który już nie spał, przyglądając mi się z uśmiechem na ustach.
- Dzień dobry owieczko, wyspałeś się? - Zapytał, głaszcząc mnie po policzku, składając na ustach delikatny pocałunek wywołujący uśmiech na moich ustach.
- Dzień dobry kochanie dzięki tobie tak, wyspałem się - Przyznałem, wtulając jeszcze na chwilę w jego ciepłe ciało, które tak kochałem mimo tego, że było okropnie gorące.
- I czujesz się dobrze? - Pytał, dalej głaszcząc mnie po głowie.
- Tak, czuje się bardzo dobrze - Zapewniłem, nie odrywając się od niego, bardzo tego nie chcąc.
- A mogę cię o coś zapytać? - Na to pytanie kiwnąłem twierdząco głową, czekając na ciąg dalszy tego pytania. - Skąd wziął się u ciebie lek przed burzą? - Na to pytanie drgnąłem lekko, odsuwając się od niego, aby spojrzeć mu w oczy.
- Burza przypomina mi o wojnie, którą przeżyłem, gdy nas rozdzielono dla tego się jej boję, jej dźwięki mnie paraliżują i mimo wielu lat, które upłynęły, ja wciąż sobie z nią nie radzę - Przyznałem, zgodnie z prawdą trochę zawiedziony swoim zachowaniem. Jestem aniołem, który walczył z nie jednym helionem, a boję się zwykłej burzy, to dopiero jest porażka dla mnie jako anioła, a przynajmniej tak się czuję.
- Owieczko to nie wstyd, każdy z nas się czegoś boi i każdy ma do tego prawo dla tego nie masz się czym przejmować, nie o to pretensji do ciebie nie mam - Zapewnił, całując mnie w czoło, głaszcząc po policzku. - Kocham cię, kocham takiego, jakim jesteś z wszelakimi twoimi strachami w komplecie - Wyszeptał, unosząc mój podbródek, łącząc usta w delikatnym pocałunku.
- Z każdym? - Dopytałem, patrząc w jego oczy, uśmiechając się przy tym zadziornie, zawsze lubiąc się z nim odrobinkę drażnić, gdy to mnie relaksowało.
- Z każdym najmniejszym, kocham cię całego, bo jesteś moim ideałem, którego kocham i nigdy nie wymieniłbym na nikogo innego - Gdy to powiedział, szczery uśmiech pojawił się na moich ustach, jak ja go kochałem, mój cudowny mąż innego mi nie potrzeba.
- Cieszę się, bo i ja bym cię na nikogo innego nie wymienił - Zapewniłem go, dłońmi dotykając jego skrzydeł, którymi mnie okrywał, przypominając mi czasy, gdy byłem człowiekiem, a on stał się moim aniołem chroniącym mnie przed złem. - Nie chowasz skrzydeł? - Dopytałem, po jego minie uzyskując już odpowiedź, zaczynając mu na nowo tłumaczyć jak schować swoje skrzydła, cierpliwie czekając, aż to zrobi.
- Kiedyś, gdy na chwilę stałeś się aniołem, szło ci to znacznie szybciej - Powiedziałem, tak bez namysłu zapominając o tym, że on tego nie wie.
- Bylem kiedyś aniołem? - Na to pytanie kiwnąłem delikatnie głową, tłumacząc mu po kolei, co się wydarzyło i jak sobie z tym poradziliśmy..
- Całkiem ci dobrze szło, nim znów stałeś się człowiekiem - Odpowiedziałem, zerkając na wejście do ruin. - Dość już jednak o tym, chodźmy, czeka nas nowa przygoda w ruinach.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz