W porównaniu do poprzednich dni, dzisiaj coś śniłem. I to coś sensownego, a nie jakieś głupotki w stylu wiewiórki kradnącej mi jedzenie czy inne rzeczy. Teraz śniły mi się rzeczy, o których mówił mi Mikleo dnia poprzedniego, ale tym razem przeżywałem je na własnej skórze, dzięki czemu poznałem kilka szczegółów, których mi nie powiedział. Nie miałem o niego o to problemu, te szczególiki dużo do całości nie wniosły. Ale nie to mi się śniło. Chyba pojawiły się także rzeczy, o których Miki mi nie mówił, ale nie potrafiłem sobie tej części przypomnieć. To tak, jakbym widział przez gęstą mgłę... ale zapamiętałem za to trzy imiona. Nie potrafiłem jednak przypasować tych imion do żadnych twarzy. Będę musiał spytać się Mikleo, on na pewno będzie wiedział, kim oni są, tylko...
Tylko gdzie jest Miki?
Podniosłem się do siadu, rozglądając się dookoła, albo poza mną i smacznie śpiącym sobie Luckym nie było nikogo w jaskini. Lekko się zdenerwowałem, bo przecież mogło mu się coś stać. Co, jeżeli ten anioł go porwał, by się do mnie dostać...? Znaczy, nie wiem, jakby się on miał dowiedzieć, że ja poszukuję Mikleo i że się znaleźliśmy, ale ostrożności nigdy za wiele.
- Lucky, chodź – zawołałem psa, szybko pakując rzeczy do torby. Właśnie, Miki zostawił swoją torbę... czyli pewnie nie chciał wychodzić nigdzie daleko. – Musisz mi pomóc znaleźć pańcia. Pomożesz mi? – zapytałem, kiedy piesek pojawił się przy moim boku, szczekając cicho na moje pytanie. – Więc szukaj go... no tak, nie potrafisz. To nic, może wyczujesz go szybciej ode mnie – powiedziałem do siebie, kierując się ku wyjściu.
Niewiele myśląc skierowałem się w stronę, którą podpowiadało mi serce, a kochany psiak gdzieś tam sobie biegał dookoła, nie oddalając się za bardzo ode mnie i wracając do mnie za każdym razem, kiedy tylko go zawołałem. Chyba znów podświadomie go wyczuwałem, co akurat było bardzo przydatne. Nie sądziłem, że cały czas to będzie działać, wydawało mi się, że jak już spełnię swoją małą misję i znajdę Mikleo po powrocie na ziemię, to przestanie działać. To naprawdę miła niespodzianka.
- Tutaj jesteś! – powiedziałem z ulgą, dostrzegając już z odległości białe włosy mojego męża. Mikleo spędzał czas w wodzie, absolutnie się niczym nie przejmując. – Mogłeś mnie obudzić i powiedzieć, gdzie idziesz. Myślałem, że coś ci się stało – dodałem, podchodząc do niego i siadając na brzegu rzeki. Jakoś nie miałem specjalnie wielkiej ochoty wchodzić do wody. Woda była zimna, a ja i zimno niezbyt się lubiliśmy.
- Nie chciałem cię budzić. W końcu ostatniej nocy trzymałeś całonocną wartę, chciałem, abyś był w formie przed podróżą – powiedział, opierając głowę o moją nogę.
- No i jestem. I tej nocy także mogłem stać na warcie. Nie czułem się wczoraj bardzo zmęczony – powiedziałem zgodnie z prawdą. A zasnąłem... no bo co miałem zrobić? Miki spał, otoczenie wydawało się być spokojne, no to i ja zasnąłem.
- Może i, ale po kolejnej nocy bez spania miałbyś wielki problem z utrzymaniem się na nogach. Nakarmiłeś już Cosmo? – spytał, czym wprawił mnie w zakłopotanie.
- Cosmo? – powtórzyłem, nie rozumiejąc, skąd mu się to wzięło.
- Przepraszam, Lucky’ego. Zamyśliłem się trochę – poprawił się, ale ja już podłapałem ten temat i nie chciałem go tak łatwo porzucić.
- A kto to Cosmo? Kojarzy mi się to imię – próbowałem wyciągnąć coś więcej od niego, jednocześnie wyciągając jedzenie z torby i zacząłem karmić psiaka.
- To nasz poprzedni pies. Jak już go nakarmisz, to daj mi znać, musimy wyruszać jak najszybciej – pospieszył mnie, na co pokiwałem głową.
- A kim są Yuki, Misaki i Merlin? – zapytałem go o sprawę, która nurtowała mnie od samego rana.
- A skąd znasz te imiona? – odparł, lekko... sam nie wiem, zdezorientowany, zaskoczony, zaniepokojony? Trudno było mi określić, jakie emocje nim kierowały.
- Nie wiem. Obudziłem się i po prostu się pojawiły w mojej głowie. Kim oni są? Znasz ich? Czy to tylko ktoś z mojego życia, a nie naszego? – dopytałem, bardzo chcąc znać odpowiedzi na te pytania.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz