Przez te ostatnie dni byłem tak trochę pewien, że jedno z dzieci zostało w domu. Zwłaszcza w tak ładnym, porządnym domu. To nie była zwykła, drewniana chatka, gdybym nie znał historii naszej i tego domu pomyślałbym, że jesteśmy jacyś obrzydliwie bogaci. No dobrze, może nie obrzydliwie bogaci, bo gdybyśmy obrzydliwie bogaci, to byśmy mieli willę z fontanną, no ale to też był bardzo porządny dom. Wiele pomieszczeń, grube mury, porządne wyposażenie... chyba to nawet lepsze niż taka willa. Willa kojarzyła mi się z czymś delikatnym i przesadnym przepychem, a tu był wszystko porządne i potrzebne. Kto by chciał wyprowadzać się z tak porządnego domu? Ja tam bym nie chciał. Chyba, że do lepszego, ale dla mnie nie ma nic lepszego.
- Trochę tu kurzu – zauważyłem, z zaciekawieniem rozglądając się po pomieszczeniu. Niby kojarzyłem te pomieszczenia, gdyby Miki mi kazał w tym momencie coś znaleźć, to najpewniej bym to bez większego problemu znalazł, no ale specjalnych wspomnień raczej nie miałem. Chyba. A może... nie, chyba jednak nie.
- I pełno uschniętych kwiatów... a prosiłem ich, by wzięli je ze sobą, by się nie zmarnowały... – powiedział, podchodząc do jeden z doniczek stojących na parapecie. Faktycznie, kwiatek w niej nie wyglądał najlepiej i zdecydowanie miał za sobą lepsze czasy.
- Chyba lubisz kwiaty – zauważyłem, przyglądając się uważnie ekspresji jego twarzy.
- Wręcz kocham. A teraz będę musiał je wszystkie wyrzucić. I jeszcze muszę koniecznie zabrać się za ogródek – westchnął ciężko, strasznie tym niepocieszony. Czyli kocha kwiaty... kupiłbym mu kilka nowych egzemplarzy jakichś kwiatków, ale nie wiem, jakie kwiaty konkretnie lubi i też nie mam na nie pieniędzy tak za bardzo, a wątpiłem, by ktoś mi coś sprzedał na ładne oczy. Czyli czeka mnie praca... no chyba, że nie zamierzamy zostać tu długo, no ale gdzie indziej mielibyśmy pójść? Zwłaszcza teraz, kiedy jeszcze nie wiem, jak działają moje moce. I jaką mam przeszłość. Chociaż chyba ważniejsze są te moje moce, nie chciałbym znowu poparzyć Mikleo. To zdarzyło się tylko raz, no ale prawdopodobieństwo, że wydarzy się to ponownie, istnieje tak długo, dopóki całkowicie się siebie nie nauczę.
- Mogę ci w tym pomóc. Ale nie wiem, jak – zaproponowałem, oczywiście nie chcąc zostawić wszystkiego na jego barkach.
- Skoro tak bardzo chcesz mi pomóc, to zostaw kwiatki i ogródek mnie, a ty możesz się zabrać powoli za te kurze. Możesz też wyciągnąć ubrania z szaf, przepiorę je, by nadać im trochę świeżości. I jeszcze będę musiał wyprać pościel...
- A może po prostu zamiast prać względnie czystych rzeczy, może je po prostu wywiesimy tam na tym sznurku, by się przewietrzyły? Najpierw może te najważniejsze rzeczy, jak pościel, a później cała reszta – zaproponowałem, otwierając jedne drzwiczki od szafy, dzięki czemu miałem wgląd na półkę z ubraniami. I było ich tu strasznie dużo. Zanim mój mąż to wszystko przepierze, to miną wieki...
- Może masz rację – powiedział, lekko zamyślony coś tam patrząc przy martwych kwiatkach.
- Miki, i czemu tu jest tyle sukienek? To Misaki? Czemu sukienki Misaki są tutaj, a nie w jej szafie? – zapytałem, kiedy otworzyłem drugą połówkę i moim oczom ukazało się kilka sukienek na wieszakach. Czekaj, czy to była suknia ślubna? Nie no, Misaki chyba nie potrzebowała sukni ślubnej. No ale to muszą być jej sukienki, innej kobiety w tym domu chyba nie było.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz