Nie wiedziałem, dlaczego Mikleo był taki spokojny po takim tekście, powinien tak samo jak ja być wzburzony. I nic w tym momencie nie mogło mnie uspokoić, ja od początku wiedziałem, że Miki nie powinien zakładać tych spodni, mówiłem mu nawet, że ma je zmienić, ale nie, bo po co, przecież nikt się nie będzie patrzył... doskonale wiedziałem, że ludzie będą się patrzyli, przynajmniej ci, którzy są tej orientacji, co ja. I miałem rację? Miałem rację. Oczywiście, że miałem rację, ponieważ kiedy moja racja jest podważana, to wtedy mam rację. No ale nie, bo po co się mnie słuchać... ostatni raz zakłada te spodenki poza domem, i mnie to nie obchodzi. Najlepiej to byłoby, gdyby w ogóle nie odkrywał swoich nóg, no ale wiem, jakie to ciężkie może być dla niego.
- Na razie to najbardziej spodoba mi się, kiedy znajdziemy się w domu – burknąłem, cały czas zły na tamtego faceta, i także na Mikleo, bo w końcu się mnie nie posłuchał mimo tego, że miałem rację.
- Sorey, przecież nic się nie stało... – Miki próbował mnie uspokoić, ale jakoś nie za bardzo mu to wychodziło. Najspokojniejszy będę, dopiero jak już będzie poza zasięgiem wzroku innych. Wczoraj, jak szliśmy nad jezioro i nikogo po drodze nie mijaliśmy, to założył długie spodnie, ale dzisiaj, kiedy wyszliśmy do ludzi, to zdecydował się na tak krótkie, że równie dobrze mógł mieć na sobie tylko moją koszulę, bo ona zakrywała tyle samo... czy moja uwaga już mu nie wystarcza? Może coś robię nie tak? Za mało poświęcam mu uwagi? Nie no, odkąd tylko jestem tu, na ziemi, to Miki jest zawsze moim numerem jeden, nawet jak na początku go nie znałem i nie wiedziałem, kim jest. A może to jednak dla niego za mało? Robię coś źle? – Hej, słońce, już uspokój się, musisz uważać na swoje serce.
- A co jest nie tak z moim sercem? – spytałem, trochę zbity z tropu. No tego to się po nim nie spodziewałem.
- Ja... nic, z przyzwyczajenia tak powiedziałem – wyjaśnił mi, chyba lekko zawstydzony.
- Po prostu więcej nie zakładaj tych spodenek, jak wychodzisz do ludzi – bąknąłem, nieco bardziej uspokojony, a to wszystko przez ten głupi tekst.
- Jeżeli to ma cię uspokoić, to dobrze, niech ci będzie, nie będę już ich więcej zakładał, dobrze? – powiedział cicho, pochodząc do mnie, by się przytulić do moich pleców. Jego dotyk uspokoił mnie, ale tak tylko odrobinkę. Nadal byłem jeszcze wzburzony tym, jak bezwstydnie zachował się tamten facet.
- Mówiłem ci, że ludzie będą się patrzeć – bąknąłem, chwytając jego dłoń, by poprowadzić go w stronę domu. Teraz to tylko chciałem wrócić do znajomych czterech ścian, gdzie jest cisza, spokój i mało ludzi. To po pierwsze, a po drugie, najwyższa pora, bym zabrał się za odświeżenie tej budy. Jeszcze nie do końca wiem, jak miałbym się za to zabrać... no ale skoro już raz ją zrobiłem, może udałoby mi się ją zrobić po raz drugi. Jakoś. Obym tylko tego nie zepsuł.
- Od razu ludzie, tylko jeden facet...
- Nie, tylko jeden facet odważył się ciebie skomentować, inni się na ciebie tylko patrzyli – burknąłem, chcąc tym samym dać mu znać, że naprawdę wzbudzał zainteresowanie w tłumie i jak bardzo źle to przeżyłem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz