Słysząc głos dzieci, odrobinę się zestresowałem, i to tak odrobinę bardzo. Może to jednak nie był najlepszy pomysł...? Teraz już chyba za późno na takie przemyślenia i muszę tam wyjść, prawda? A co, jeżeli nie spełnię ich oczekiwań? Albo nie uznają mnie za ich tatę? Bo w końcu, ich tatą nie jestem. To tamten Sorey był ich tatą, teraz mój potencjał genetyczny jest inny.
– Mamuś... Dobrze się czujesz? – usłyszałem niepewny głos jakiejś zmartwionej dziewczyny. Na pierwsze wrażenie powiedziałbym, że to Misaki, ale pewności nie miałem. Po prostu brzmiała jak Misaki. Chyba. A może i nie...? Chociaż, czy jest tam jeszcze jakaś dziewczyna? No raczej nie. Mamy dwóch synów i jedną córkę, dzieciaki miały przyjść same, no to idąc drogą dedukcji, to musi być Misaki.
– Dajcie mi sekundę – poprosił Mikleo i zaraz po tym zjawił się w kuchni, patrząc na mnie z wyczekiwaniem. – No i na co czekasz? – spytał, lekko zniecierpliwiony.
– No... Trzeba przypilnować, by nic nie wykipiało – powiedziałem niepewnie jedyną wymówkę, która właśnie mi do głowy przyszła. Jestem w kuchni, niedawno gotowaliśmy obiad, znaczy się Miki gotował, więc to powinno się sprawdzić. Chyba. A moze i nie?
– Jak cokolwiek ma wykipieć, jak wszystko jest zdjęte z ognia? Nie marudź, tylko chodź – powiedział stanowczo, chwytając mnie za rękę i wyciągając z kuchni, czemu tak odrobinkę się opierałem.
– Ale ja nie wiem, czy to taki dobry pomysł... – zacząłem niepewnie czując, jak z tego całego stresu zaczyna mi bić szybko serce. Jeszcze drugi raz zejdę na zawał i tyle z tego będzie. Nie do końca wiem, czy jest to możliwe, no ale może to ciało, które mam teraz, także ma słabe serce? Skoro tyle wyniosłem z poprzedniego ciała, to może wyniosłem także i to. Jak dla mnie lepiej nie ryzykować...
– Za późno na wycofywanie się. Dzieci, tata wrócił – to ostatnie zdanie wypowiedział na siedzącej na kanapie trójki... Nie, czwórki osób. Przepraszam bardzo, jak to cztery? A nie miała być ich trójka? Któreś z dzieci mi się rozdwoiło? – Nie pamięta jeszcze wszystkiego, więc bardzo proszę miejcie to na uwadze – dodał, kiedy oni wpatrywali się we mnie, a ja w nich. Wyglądali na bardzo zaskoczonych i jednocześnie chyba nie dowierzali w to, co widzą. A ja nie do końca wiedziałem, jak się zachować. Powinienem coś powiedzieć? A może poczekać, aż oni coś powiedzą? A może po prostu wyjść? No, tego ostatniego zrobić nie mogłem, bo nie pozwalała mi na to ręka Mikleo; trzymał mnie za dłoń tak mocno jakby bał się, że zaraz ucieknę. No i te obawy były tak trochę potwierdzone.
– Mamo... co ty zrobiłaś? – teraz odezwał się jeden z chłopaków, starszy o strasznie jasnych blond włosach i równie jasnych niebieskich oczach, czyli to musiał być Yuki.
– Ja? Nic. Tata sam uciekł z nieba, i też sam mnie znalazł. Teraz jest aniołem – wytłumaczył dzieciom, które spojrzały jakoś tak dziwnie po sobie.
Pierwszą osobą, która jakkolwiek zareagowała, była Misaki. Znaczy się, chyba to była Misaki, a tak przynajmniej czułem i też jej wygląd pokrywał się z opisem, który przedstawił mi kiedyś Miki. Dziewczyna wstała z kanapy, podeszła do mnie i przez moment wpatrywała się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, by zaraz mocno się do mnie przytulić, cicho łkając. Ale dlaczego ona płakała? Nie do końca tego zrozumiałem.
– Cicho, księżniczko, nie ma co płakać – powiedziałem cicho do niej po chwili, również ją przytulając i gładząc po włosach, które w dotyku były łudząco podobne do Mikleo.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz