Zmarszczyłem brwi na jego słowa, jak to dobrej zabawy mi życzy? To on nie idzie? Ale ja chcę, by poszedł ze mną. Nie może być tak, że on się całymi dniami wylegiwuje, a ja wszystko robię... Znaczy się, czasem tak może być, nawet wręcz musi, ale nie w tej sprawie. Potrzebuję jego oceny o danej pracy, jego rady, i też oczywiście jego wsparcia. Jak na razie to on zna się lepiej na mieście, pewnie też będzie mniej więcej się orientował, gdzie ludzie szukają pracowników... Poza tym, co, jeżeli znów się zgubię? Ostatnim razem dostałem za to ochrzan, a co, teraz ma na to machnąć ręką? Skoro ja muszę wstać, to on wstaje ze mną.
– A co z tobą? – zapytałem, odrobinkę oburzony jego reakcją.
– Ja sobie leżę i odpoczywam. Dla mnie jest tam za gorąco – stwierdził, kompletnie się tym nie przejmując.
– I chcesz mnie puścić do miasta samego? Ostatnio byłeś na mnie bardzo zły, jak to zrobiłem i się zgubiłem. Teraz już nie uważasz, że mnie mogą ludzie wykorzystać? – pytałem dalej mając nadzieję, że jakoś wpłynę na jego sumienie.
- Jesteś dużym mężczyzną, poradzisz sobie – stwierdził, nie za bardzo przejęty.
- Aha, czyli wcześniej uważałeś mnie za dzieciaka? – burknąłem, delikatnie oburzony. Ja tutaj widzę, co on takiego kombinuje, chce, bym nabrał poczucia odpowiedzialności, nie muszę tego robić, ponieważ doskonale wiem, że jestem mężczyzną i że jestem odpowiedzialny, zawsze w końcu byłem, tylko Miki coś inaczej uważa. Zresztą, czy jestem odpowiedzialny, czy nie, Miki musi przy mnie być. Później, kiedy będę w pracy, nie będę miał dla niego tyle czasu. I będę tęsknić. Dlatego teraz trzeba korzystać z każdej chwili, póki je mamy. No i też muszę się nauczyć planu miasta, i Miki będzie mógł mi w tym pomóc.
- Wcześniej tak, ale teraz uważam, że już dorosłeś do takich poważnych rzeczy – wybrnął z tego dosyć sprytnie.
- No a kto mnie oprowadzi po mieście? Ja nie wiem, co gdzie jest – spróbowałem innego argumentu, mając nadzieję, że to do niego przemówi. Nie poddam się i dopilnuję, by Mikleo wyszedł na dwór ze mną.
- Spytasz się kogoś, na pewno wskażą ci drogę.
A więc tak gra... no dobrze, Sorey, pomyśl taktycznie. Co sprawiłoby, że Miki wstanie i pójdzie ze mną...? Za bardzo się o mnie nie boi, co w sumie jest dobre, bo o mnie się nie trzeba bać, ja sobie poradzę, to o niego się trzeba bać. Może.... zazdrość? Ja na pewno jestem o niego strasznie zazdrosny. Czy on o mnie też? Chyba... tak. A może i nie? Miki jest mądry, raczej by się nie podpuścił takiemu brzydkiemu uczuciu. Ale mogę spróbować. Jak to się nie sprawdzi, to wtedy będę się zastanawiał.
- No w sumie, to nie jest taki zły pomysł. Mam nadzieję, że znów spotkam tego miłego chłopaka, proponował mi ostatnio, że mnie oprowadzi po mieście, ale wtedy szukałem ciebie, więc musiałem odmówić – powiedziałem niewinnie, co od razu zwróciło uwagę Mikleo.
- Jakiego chłopaka? – spytał, mrużąc niebezpiecznie swoje oczy. – Ostatnio cię zastałem z jakąś dziewczyną.
- Tak, ale ona była później. Najpierw spytałem o drogę takiego młodego chłopaka, miał strasznie podobne włosy do twoich, i był strasznie miły, kiedy tłumaczył mi, jak wrócić do bramy. Tylko znów Lucky odbiegł gdzieś w bok i się zgubiłem ponownie, ale wtedy spotkałem tę panią, no a później ciebie – wyjaśniłem mu szybko, zbierając się z łóżka. W sumie, jak tak teraz sobie myślę, to nie jest taki zły pomysł, by poprosić kogoś o pomoc... może nie tego chłopaka, bo nie wiem, czy go znajdę, ale w mieście jest naprawdę wielu miłych ludzi, co udzielą mi pomocy. A przynajmniej ja tak uważałem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz