Nie za bardzo wiedziałem, czym Miki aż tak się cieszy, bo to był tylko zwykły kwiatek... a nawet i nie, to był liść z łodygą, to wszystko. I żeby ten listek chociaż ładny był, no to może jeszcze odrobinkę bym to zrozumiał, ale nie, on był jakiś taki mały, chyba podeschnięty i jeszcze jakoś tak trochę... dziurawy. Ślimak go trochę podjadł, czy co? No nieważne, ważne, że Miki jest ucieszony, nic innego nie ma dla mnie znaczenia. No i najważniejsze, że mi przebaczył. Chociaż nie wiem, co miał mi wybaczać, skoro wszystko, co zrobiłem i na co się zdecydowałem, było dla jego dobra. No nic, to nie jest takie ważne, ważne teraz jest, że już się odobraził na mnie.
- A co to tak pachnie? – spytałem z zainteresowaniem, odwracając głowę w jego stronę, bo to właśnie z jego strony ten przecudowny zapach dochodził, no ale to nie był jego zapach. On pachniał inaczej, on pachniał tak słodziutko, kwiatowo, ale to było bardziej gorzkie. I takie specyficzne, bardzo, ale to bardzo nietypowe.
- A zobaczysz zaraz. No już, zanoś ciasto, nie możemy pozwolić naszej córce czekać – popędził mnie, a ja nie miałem innego wyjścia jak tylko zrobić to, o co zostałem poproszony. Czemu ten Miki jest dla mnie taki niedobry? Ja tu się staram, przynoszę mu zwiędłe listki, z których się cieszy, chodzę na ćwiczenia pomimo tego, że wolałbym iść do pracy, pilnuję, by jego ciało miało czas wypocząć i co? Zobaczysz zaraz. Jak wspaniały by nie był na co dzień, tak czasem jest naprawdę okrutny...
- No dobrze – bąknąłem, grzecznie idąc do salonu. Odpowiedź na moje pytanie to byłoby raptem dwie sekundy...
Zaniosłem więc ciasto i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że przecież przyszła nasza córka. No tak, Miki o niej przecież mówił... ja to jednak szybko potrafię kojarzyć fakty, nie ma co. Przywitałem się z nią, stawiając ciasto na stole zastanawiając się, czemu przyszła nas odwiedzić. Nie powinna teraz zająć się ślubem? Znaczy się, to bardzo miło z jej strony, że przyszła nas odwiedzić. Gdybym tylko wiedział, że dzisiaj przyjdzie, to zostałbym w domu, posprzątał, coś przygotował... jeszcze nie wiem, co miałbym zrobić, ale coś bym wymyślił.
- Cześć, księżniczko, wszystko w porządku? – spytałem, siadając obok niej na kanapie.
- Tak, oczywiście, że tak, po prostu chciałam was odwiedzić, zobaczyć co u was. I też zaprosić was do nas na obiad, jeżeli oczywiście chcecie – odpowiedziała, trochę mnie zaskakując.
- Na obiad? Dzisiaj? – dopytałem, bardzo zaskoczony. Przecież było po południu, pora obiadowa, albo raczej poobiadowa, jak teraz mielibyśmy iść na obiad?
- Oczywiście, że nie, słońce. Misaki chodzi na pewno o inny dzień. Proszę bardzo – dodał, stawiając każdemu z nas coś gorącego i tak cudownie pachnącego... zaraz się tym na pewno zainteresuję.
- To jak nie dzisiaj, to kiedy? – dopytywałem dalej, kompletnie nie rozumiejąc, co się wokół mnie dzieje.
- Kiedy tylko będziecie chcieli. I kiedy tata będzie mógł, oczywiście, bo wiem, że nadal się uczysz świata – wyjaśniła Misaki, na co pokiwałem głową.
- Jak dla mnie, to możemy iść już jutro. Chyba. Miki, możemy iść jutro? Chyba, że to tobie nie pasuje, Misaki, to wtedy... no nie wiem, ja tam mogę zawsze – spytałem się oczywiście męża, gdyż ja z tym żadnego problemu nie miałem. Ja to mógłbym zrobić nawet teraz, gdyby to ode mnie zależało, no ale chyba tak nie do końca zależy.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz