Cicho westchnąłem, już nic nie mówiąc rozumiejąc, że jakiekolwiek zdanie wypowiedziane przeze mnie niczego tu nie zmieni, jedynie bardziej mogąc go zirytować, a tego bym nie chciał, kłótnia z nim nie była mi potrzebna.
Pokornie szedłem za mężem, wracając do domu, tak jak tego chciał, mając nadzieję, że spędzimy resztę dnia razem. Niestety Sorey wpadł na genialny pomysł, odświeżenia budy dla naszego pieska co w ogóle mi się nie podobało, chciałem spędzić z nim czas sam na sam, a zamiast tego muszę siedzieć tu sam .
Znudzony siedziałem na kanapie, czytając książkę jedną z wielu znajdujących się w domu.
Nie mogąc jednak tak przebywać cały dzień, wyszedłem z domu, idąc do Soreya który przebywał w szopie, tworząc nową budę dla psa całkowicie nią pochłonięty.
- I jak ci idzie? - Podpytałem, podchodząc do niego, kładąc dłonie na jego ramionach, przyglądając się jego pracy.
- Całkiem dobrze, chociaż mogło być lepiej - Stwierdził, zerkając na mnie, całując moją dłoń.
- Jak zwykle jesteś za bardzo krytyczny, buda jest piękna - Zapewniłem go, całując w policzek, siadając obok niego, aby chociaż troszeczkę mu pomóc, wspólna praca jest również bardzo przyjemna, nie chciałem być sam, dla tego wolałem być z nim, aby spędzać wspólnie czas.
- Może zrobimy coś innego razem? - Zapytałem, już troszeczkę znudzony tą pracą, z resztą było tu tak strasznie gorąco, zdecydowanie bardziej wolałbym stad wyjść i pójść nad jezioro, gdzie byłoby mi chłodno.
- Coś innego? Co masz na myśli? - Zapytał, na chwilę przestając zbijać deski mające służyć za boki budy.
- No nie wiem, tu jest gorąco - Przyznałem, zgodnie z prawdą, mając nadzieję, że razem pójdziemy nad jezioro lub spędzimy przyjemne czas w domu.
- W takim razie idź do domu, przecież nie musisz tu siedzieć - Na jego słowa westchnąłem cicho, niepocieszony tym, co mi powiedział, a już myślałem, że spędzimy razem czas.
- No dobrze, w takim razie idę nad jezioro - Odpowiedziałem, wstając z krzesła, na którym siedziałem, otrzepując się z kurzu.
- A nie możesz pójść do balii? - Dopytał, czym przyznam, lekko mnie zaskoczył, bo niby czemu miałbym się na to zgodzić.
- Dlaczego miałby iść do balii? - Podpytałem, unosząc jedną brew ku górze.
- Ponieważ bardzo nie chce, abyś poszedł sam nad jezioro, a ja teraz z tobą nie pójdę, dlatego proszę, idź do balii i tam zażyje zimnej kąpiel - Na jego odpowiedź westchnąłem cicho, przewracając oczami, no cóż, trudno niech już mu będzie, pójdę do balii i tam spędzę resztę dnia, aby wychodzić swoje ciało.
I tak właśnie zrobiłem, resztę dnia spędzając w balii, nie idąc nad jezioro, tak jak chciał Sorey, niech już mu będzie dla świętego spokoju.
Wieczorem, gdy już mi się znudziło siedzenie w wodzie, wyszedłem z niej, przebierając się w jedną z koszulę męża, mając nadzieję, że ten już w moich odpuścił sobie prace nad budą. Nic jednam bardziej mylnego, Sorey nadal był w szopie, a ja nie chcąc mu przeszkadzać w pracy, przynajmniej na początku później jednak stwierdzając, że ma zwrócić nareszcie uwagę na mnie, a nie na będę psa.
- A może skończysz to już jutro, jest trochę późno - Zapytałem, wchodząc do szopy, przypominając mu która godzina właśnie wybije.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz