Byłem naprawdę przestraszony, gdy zobaczyłem ścigającego mojego męża anioła, mój koszmar jak zwykle musiał się spełnić, a ja nie wiem co mam w tej chwili zrobić, bojąc się, że dopadnie nas i odbierze mi ukochanego.
Spanikowany rozejrzałem się do koła, po wyjściu z chatki uciekając przed siebie w nieznaną mi drogę, musiałem go zagrać, zabrać jak najdalej stad dla tego nie było czasu na myślenie, musiałem działać i to jak najszybciej tylko się dało.
- Miki? - Słysząc głos męża, odwróciłem głowę w jego stronę, w milczeniu patrząc na niego, czekając na dalszą wypowiedzi, bo chciał coś powiedzieć prawda? - Wiesz, gdzie my w ogóle idziemy? - Na jego pytanie zatrzymałem się na chwilę, biorąc dwa głębokie wdechy pozwalające mi odetchnąć i na trzeźwo pomyśleć o tym, gdzie my się wybieramy i gdzie tak naprawdę się wybieramy, z tego stresu nawet o tym niw myślałem, a teraz nie wiem, nawet gdzie jesteśmy.
- Nie mam pojęcia, chciałem.. Ja chciałem tylko uciec od niego jak najdalej - Przyznałem, przerażony jak zwykle przerażony, jak tak dalej pójdzie, nie dam rady trzymać go z dala od istoty ścigającej jego osobę.
- Miki spokojnie, jesteśmy tu razem, weź wdech i wydech, na pewno poczujesz się lepiej - Wyszeptał cicho, całując mnie w czoło, przytulając do siebie, abym mógł na wdychać się jego zapachu, co zawsze mnie uspokajało, gdy on był przy mnie, cały świat stawał się prostszy, a ja nie bałem się już niczego.
Tak właśnie zrobiłem, jak mi polecił głęboki wdech i wydech i znów wdech i wydech musiałem to powtórzyć kilka razy, aby przyniosło oczekiwany efekt.
- Już lepiej? - Zapytał, a ja kiwnąłem lekko głową, czułem się lepiej, trochę lepiej wciąż bojąc się tego, co spotka nas za chwilę, myśląc jednocześnie co dalej, mam tak żyć całe życie w strachu, że mi go odbiorą? A może mamy całe życie uciekać, aby właśnie tego nie zrobili? Sam już nie wiem, mam wieczność, ale z nim uciekać tylko czy tego chce? Czy chce się ukrywać? Nie właśnie, że nie chce, pragnę normalnego życia przy boku faceta, którego kocham i dla którego wyrzeknę się wszystkiego, co mam, aby być z nim.
- Zastanawiam się tylko, co teraz będzie z tymi ludźmi - Sorey znów zaczął martwić się o ludzi, którzy sami powinni sobie poradzić, wtrącanie się w życie ludzi nie powinno być naszą sprawą, nie my od tego przecież jesteśmy.
- To zależy od tego, czy znajdziemy tych bandytów - Odpowiedziałem spokojnie, nie chcąc się już denerwować, to wszystko nie na moje nerwy, które już i tak są zszargane, przez wszystko to, co działo się do koła.
- A więc ich odnajdźmy - Stwierdził hardo, nie chcąc się poddać, a i ja nie miałem zamiaru go zniechęcać, doskonale wiedząc, że to i tak nie ma najmniejszego sensu, gdy on się uprze, możemy już nie mieć innego wyjścia, jak tylko zrobić to, na czym mu tak zależy.
- W takim razie szukaj - Zaprosiłem go ruchem ręki, czekając na jego pierwszy ruch.
- Tylko nie wiem jak - Wyznał, czym absolutnie mnie nie zaskoczył, bo tak w sumie, jak ich odnaleźć? To nie jest i nie będzie takie proste.
- Musisz coś wymyślić, jeśli chcesz ich znaleźć - Odpowiedziałem spokojnie, myśląc, że najprościej byłoby tu zostać i na nich poczekać w końcu się pojawią, tak wiem, dałem mu jeden dzień, ale wiem, że on i tak nic sobie z tego nie zrobi, dla tego mogę tylko pomówić sobie, ale to i tak niczego nie zmieni i dobrze o tym wiem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz