Faktycznie, kartka nie była aż tak złym pomysłem, chyba, że się właśnie nie doczytam, albo zapomnę, że coś kupiłem i kupię to dwa razy. Wcale bym się nie zdziwił, gdybym tak zrobił, jestem całkiem zdolny, jak chodzi o takie głupotki. Cóż, najwyżej będziemy mieć zapasy i nie będę musiał iść na zakupy tak szybko, ponieważ nie za bardzo za nimi przepadałem, ale Miki chyba o tym nie wiedział. Może nawet lepiej, bo jeszcze by mnie wyśmiał uznając, że to może być głupota.
- Może powinienem powoli inwestować w jakieś zioła na pamięć, bo na starość może być ciężko – powiedziałem półżartem półserio, zaczynając się trochę martwić o swoją pamięć. To było śmieszne, jak byłem młodszy, ale teraz coraz więcej myślałem o przyszłości. Co, jeżeli zacznę powoli wszystko zapominać, ale tak absolutnie wszystkiego? Zapomnę o mężu, dzieciach, o sobie samym, o tym, jak się oddycha... słyszałem już o kilku takich przypadkach i naprawdę nie chciałbym skończyć w ten sposób. Już sama myśl o tym, że mógłbym zapomnieć o osobach, które kocham całym swoim sercem była straszna, ale też jak czułyby się dzieci i Miki, kiedy bym ich nie poznawał? Miki musiał już raz przez to przechodzić, dlatego tym bardziej nie chciałbym go krzywdzić w ten sposób, nawet jeśli to nie będzie zależało ode mnie.
- Najpierw zastanów się, czy będziesz je pił, bo tylko się marnować będą – odpowiedział mi żartobliwym tonem, chyba nie wychwytując mojego zmartwienia.
- Nie wszystkie zioła smakują tak źle, jak te na przeziębienie, wiesz? – bąknąłem, chowając kartkę do kieszeni. – Odbiorę najpierw dzieci i później pójdę na zakupy – dodałem, podchodząc do niego i całując go na pożegnanie w policzek.
- Będziemy czekać – uśmiechnął się do mnie tak słodziutko i pięknie, jak to tylko on potrafił, chociaż to jeszcze nie był ten uśmiech, który tak uwielbiałem, a wszystko przez to, że nie był w swojej pierwotnej formie. Trochę posmakowałem dzisiaj jego męskiego ciała i już zacząłem za nim tęsknić...
Tak jak wcześniej mówiłem Mikleo, odebrałem Yuki’ego od Lailah i później poszedłem po Misaki. Przyznam, z początku trochę się bałem o naszą księżniczkę, wiedziałem, że dzieci potrafią być okrutne, a Misaki całkiem łatwo mogła stać się obiektem drwin. Nie dość, że nie była w pełni człowiekiem, to jeszcze żyła w dosyć nietypowej rodzinie, bo w końcu jestem pewien, że niewiele dzieci jest wychowywane przez dwóch mężczyzn. Dziewczynka jednak za każdym razem wracała zadowolona i zachwycona, i tak samo było dzisiaj.
Następną rzeczą, jaką miałem w planach zrobić, to były zakupy. Poszedłem zatem z dziećmi na rynek i kiedy już się tam znalazłem, sięgnąłem po kartkę do kieszeni. Jakie było moje zdziwienie, kiedy kartki nie znalazłem, a wyczułem dziurę w kieszeni... nie pamiętałem całej listy zakupów, tylko pobieżnie ją przejrzałem w domu i niemalże od razu ją schowałem... no ale skoro już jestem na miejscu, to może kupię to, co pamiętam i to, co mi się wydaje, że tego nie ma w domu. I oczywiście po jakiejś słodkości dla dzieciaków.
Wróciłem do domu wręcz obładowany zakupami, co zaskoczyło Mikleo. Czyli na kartce było znacznie mniej rzeczy... jak to się mówi, człowiek uczy się całe życie. Jak jeszcze Miki zaczął rozpakowywać zakupy i komentować każdy pojedynczy produkt, chciałem trochę zapaść się pod ziemię. Zapomniałem kilka ważniejszych produktów, jak mleko czy ser, a wziąłem za dużo cebuli i miodu... ale przynajmniej kupiłem poprawnie trzy produkty z dziesięciu zapisanych.
- Nie rozumiem, przecież dałem ci kartkę – powiedział, chowając rzeczy do odpowiednich półek.
- No właśnie, bo okazało się, że mam dziurę w kieszeni i jakoś mi wypadła, a że byłem już na rynku, to starałem się lecieć z pamięci... – zacząłem niepewnie, nerwowo bawiąc się swoimi palcami. Było mi głupio, że w taki sposób go zawiodłem, zwykłe zakupy, a i tak potrafiłem je zepsuć. Naprawdę mam talent do zawodzenia osób, na których zależy mi najbardziej...
- Przecież mogłeś się ze mną skontaktować telepatycznie, powiedziałbym ci, czego brakuje – powiedział, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie... no bo przecież była, tylko ja takim idiotą jestem.
- Ty, faktycznie... czemu ja o tym nie pomyślałem...? Przepraszam cię za moją głupotę, Owieczko – odparłem z miną zbitego psa. Czułem się okropnie, najpierw rano te ugryzienia, teraz te nieudane zakupy... a dzień się jeszcze nie skończył i na pewno go jeszcze czymś zaskoczę, i to pewnie w ten mniej pozytywny sposób.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz