sobota, 6 sierpnia 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Na jego pytanie uśmiechnąłem się pod nosem i ucałowałem go w czoło. Jak zwykle za bardzo martwi się o mnie, a za mało o siebie, a przecież miał prawdziwe powody do tego. Momentami miałem wrażenie, że i ja trochę się przesadziłem, chwytając go mocniej tu czy tam, albo przyciskając go do twardej ziemi. To przecież była moja porcelanowa laleczka, a porcelanowe laleczki są bardzo delikatne. 
- To nie ja jestem poobijany i cały w siniakach – odparłem, chwytając delikatnie jego dłoń i odkrywając kawałek jego nadgarstka, na którym był brzydki, niebieskofioletowy ślad. On mnie wymęczył, owszem, a ja go poturbowałem. Powiedziałbym, że jesteśmy kwita, ale mam wrażenie, że to ja przesadziłem. 
- Przesadzasz – odparł, uśmiechając się do mnie ciepło i uroczo. Rany, jak ja uwielbiałem ten jego uśmiech, wtedy aniołek wyglądał tak słodziutko i niewinnie, o czym oboje doskonale wiedzieliśmy, że prawdą nie było, ponieważ to ja zniszczyłem w nim tę niewinność. – Pewnie sobie na to zasłużyłem – dodał, mocniej wtulając się w moje ciało. Straszna dzisiaj z niego przylepa, ale mnie to nie przeszkadzało i przeszkadzać nigdy nie będzie. Gdyby to ode mnie zależało, już zawsze mógłbym leżeć wtulony w jego ciało, ale oczywiście to nie było możliwe. Albo przynajmniej jeszcze nie na tym etapie mojego życia. – Także chciałem cię przeprosić. Przeze mnie jesteśmy o jeden dzień w plecy. 
- Owieczko, nie mas za co przepraszać. Taka jest już twoja natura i z nią nie wygrasz. Najważniejsze, że już wypocząłeś i jutro możemy ruszać dalej – uspokoiłem go nie chcąc, by za cokolwiek mnie przepraszał. To nie jego wina, a nawet jakby była, to i tak bym jej nie uznał. – Kiedy dotrzemy do Azylu? Bierz tylko pod uwagę tempo, jakim poruszaliśmy się wcześniej. 
- Półtorej dnia. Nawet jeżeli się pospieszymy, będzie to dzień z hakiem – na jego słowa westchnąłem cicho. Na jutro mam jeszcze prowiant, nie jest tego wiele, owszem, ale zawsze to coś. Już jesteśmy blisko, więc przesadnie długo chodzić głodny nie będę. – Wszystko w porządku?
- Już ci mówiłem, że tak. Idziemy spać? Musimy odpocząć przed jutrzejszą podróżą – zaproponowałem, mając ochotę się położyć. Faktycznie, nic dzisiaj nie robiłem, ale także też dzisiaj nie spałem za wiele, więc chyba mam trochę prawo być zmęczony. 
- Przespałem cały dzień, więc chyba powinienem coś teraz porobić. 
- Miki, dzień już się kończy i nie ma nic do roboty. Poza tym, chyba nie widziałeś jeszcze swojego odbicia, masz wielkie sińce pod oczami. Wiesz, widziałem kiedyś rysunek w pewnej książce, który przedstawiał niedźwiedzia, tylko nie był to taki brązowy niedźwiedź, ale taki biało czarny, i miał takie czarne plamki wokół oczu, i nie występują w tym regionie, jeżeli dobrze kojarzę. Chyba się nazywał panda i wiesz, trochę właśnie ją przypominasz przez te sińce – mój mąż na moje słowa parsknął cicho śmiechem, rozbawiony moimi słowami. I bardzo dobrze, o to trochę mi chodziło, ale też trochę mówiłem prawdę. Moja mała słodka panda... swoją droga zobaczyłbym z chęcią taką pandę. Niestety, nie jest to możliwe, musielibyśmy odbyć naprawdę długą podróż, by znaleźć się w kraju, w którym one występują, więc pozostaje mi jedynie podziwiać jej rysunek w książce. 
- Podsumujmy. Jestem dla ciebie Owieczką, porcelanową lalką, teraz jeszcze pandą... co jeszcze dla mnie wymyślisz? – spytał rozbawiony, poprawiając swoje włosy. 
- Daj mi trochę czasu, a na pewno cię czymś zaskoczę. To co, misiu, idziemy spać. Już teraz widzę, że oczy ci się same zamykają. Chodź – dodałem, podnosząc się na równe nogi. Jeszcze tylko dwie takie noce i zobaczymy dzieci. To nie brzmi tak źle. 
Dnia następnego wszystko wróciło do normy. Miki obudził mnie rankiem, nie za wczesnym, nie za późnym, w znacznie lepszym stanie niż wczoraj, ale chyba był jakiś taki... zmartwiony? Takie było moje pierwsze wrażenie, kiedy tylko otworzyłem oczy. I po kilku minutach nawet dowiedziałem się, dlaczego. 
- Nie powiedziałeś mi, że skończył ci się prowiant – usłyszałem odrobinkę oskarżycielski głos Mikleo, kiedy podniosłem się do siadu. 
- Ponieważ jeszcze się nie skończył, mam akurat na jedną porcję – obroniłem się, przeciągając się leniwie. Moje mięśnie miały już zdecydowanie dosyć tej twardej ziemi. Myślałem, że z czasem się przyzwyczaję, ale moje ciało zdecydowało inaczej. 
- Człowiek powinien jeść trzy posiłki dziennie. Jesteś dorosłym mężczyzną, to, co ci zostało, jest dla ciebie niewystarczające... 
- Skarbie, już jutro będziemy na miejscu.  Jak jeden dzień czy drugi zjem mniej niż powinienem, nic mi się nie stanie. Obiecuję – odpowiedziałem, całując delikatnie jego usta. Zdecydowanie za bardzo się o mnie martwi i za mało myśli o sobie, ale chyba nigdy nie nauczę go, aby robił odwrotnie. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz