Rozbawiony słowami mojej córki patrzyłem na maleństwo, które dla mnie było pięknie nie ważne, że czerwone i pomarszczone jest piękne, bo stworzone z naszej miłość, kilka dni i będzie na pewno dużo ładniejszy.
- Dam sobie radę jestem osłabiony, ale wciąż zdolny do samodzielnego spożywania posiłków - Przyznałem, łagodnie się przy tym uśmiechając do męża, zwracając uwagę na chłopca. Maluch był dużo większy od Misaki, z powodu czego z łatwością dało się odczuć różnice między nim a naszą córką, a to akurat dobrze oznacza to, że dziecko jest zdrowe, a przecież nic innego nie miało dla mnie znaczenia.
- Byłam taka brzydka? - Misaki nieumiejąca zrozumieć lub pogodzić się ze słowami taty ciągnęła temat wyglądu noworodka.
- Kochanie dzieci zmieniają się w czasie dorastania, rodząc się, wyglądają tak jak twój braciszek, a później stają się ładniejsze, oczywiście po odpowiednim czasie - Wyjaśniłem małej, przejmując pałeczkę, ułatwiając trochę robotę tacie.
Mała kiwnęła głową, siadając na łóżku, wpatrując się w braciszka, który zakończył spożywanie swojego posiłku, grzecznie leżąc w moich ramionach, patrząc przed siebie tak uważnie, jak gdyby miał coś tam zobaczyć, a przecież nic na razie nie widział. Najwidoczniej wyrośnie na bardzo inteligentnego chłopca.
- Może wezmę go, a ty spokojnie zjesz? - Sorey wpatrując się w malucha, odezwał się do mnie, zwracając tym samym mój uwagę.
- Jeśli chcesz - Nie mając najmniejszego problemu z oddaniem syna mężowi, sam mogłem spokojnie zjeść posiłek, uzupełniając wszystkie potrzebne składniki do karmienia dziecka.
Najedzony odłożyłem pusty talerz na bok, głaszcząc po włosach naszą słodką córeczkę.
- Mamo a wy będziecie kochać mnie tak samo mimo nowego dziecka? - Na pytanie małej przyznam, troszeczkę się zaskoczyłem, dlaczego mielibyśmy kochać ją inaczej? Skąd w ogóle takie pytanie wpadło jej do głowy? Wiadomo, że będziemy kochać ją tak samo bez względu na wszystko.
- Oczywiście skarbie, zawsze będziemy kochać cię tak samo mocno - Przyznałem, ciepło się do dziecka uśmiechając.
Mała w odpowiedzi kiwnęła głową, przytulając się do mnie mocno, nie mając wcześniej ku temu dobrej okazji, którą wykorzystał, teraz kiedy to jej tata trzymał jej braciszka na rękach.
Reszta dnia upłynęła nam dość spokojnie, ja leżałem w łóżku, zbierając siły do powrotu do zdrowia, Misaki leżała przy mnie razem z Coco a maluch był mi podawany co jakiś czas, gdy tylko był głodny.
Na szczęście czas nadszedł i na pójścia spać małej i na wyjścia Lailah, której byłem naprawdę wdzięczny za wszelaką pomoc, gdyby nie ona nie wiem, czy nasz syn urodziłby się zdrowy.
Sorey położył spać małą, odprowadził panią jeziora do drzwi, a w tym czasie ja sprawdziłem, czy z naszym leżącym w kołysce synem jest wszystko w porządku, nim opierając się o ściany, z trudem ruszyłem do łazienki.
- Mogę wiedzieć, co ty łaskawie robisz? - Spytał Sorey, który znikąd pojawił się przy mnie, kładąc dłoń na moich plecach, przytrzymując mnie, bym nie upadł.
- Próbuje dojść do łazienki, ponieważ chcę zażyć kąpieli - Wyznałem, mając już dość klejącego się ciała z potu i zaschniętej krwi to na brzuchu czy też na udach.
- Mogłeś mi powiedzieć, pomógłbym ci - Odezwał się zmartwiony.
- W takim razie bardzo proszę, pomóż mi dojść do łazienki, nie martwiąc się o mnie przesadnie, bo mi naprawdę nic nie jest - Poprosiłem, opierając się o ścianę, odczuwając zmęczenie z powodu krótkotrwałego chodzenia. Rany, ale jestem osłabiony.
< Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz