Tak jak podejrzewałem, większy problem będę miał z Mikim, który za bardzo przesadza. Z małą nie dzieje się nic złego, albo raczej nic bardzo złego. Jest w ciepłym pomieszczeniu, leży pod ciepłym kocem i cały czas monitorujemy jej stan zdrowia. Poza tym, jeżeli teraz to przejdzie, później będzie bardziej odporna, a jestem pewien, że minie jej to bez żadnych powikłań. Gdybyśmy jeszcze byli w podróży, i ja zacząłbym się martwić, ale w tym momencie lepszych warunków zapewnić jej nie mogliśmy.
- Wszystko będzie dobrze, owieczko – wyszeptałem, całując go w czubek głowy.
- A jak ty się czujesz? – dopytał, odsuwając się ode mnie, by spojrzeć mi w oczy.
- Ja? Chyba dobrze. Dlaczego pytasz? – spytałem, marszcząc brwi.
- Możesz się od niej zarazić. Może będzie lepiej, jak tylko ja będę do niej zaglądał... – zaproponował, przyglądając mi się ze zmartwieniem.
- To nie będzie miało absolutnie żadnego znaczenia, wtedy i tak będę miał styczność z zarazkami, ponieważ ty będziesz je przenosił. Jeżeli los będzie chciał, i tak będę chory i tak. I nawet jeśli się zarażę, to przecież jestem dorosłym mężczyzną i nic mi nie będzie – powiedziałem, uśmiechając się delikatnie. – I nie bój się, kiedy mała nie będzie chciała jeść i trochę schudnie, ludzie w takim stanie nie mają wielkiego apetytu, więc nie zmuszaj jej do niczego. Rozumiemy się? – dopytałem chcąc mieć pewność, że wszystko do niego dotarło. Wiem, że może być mu ciężko i że się będzie martwił, ale w tym momencie najgorsze, co może zrobić, to ją właśnie zmuszać.
Mikleo pokiwał głową, niespecjalnie entuzjastycznie. To będą ciężkie dni nie tylko dla małej, ale i dla nas.
W tym samym momencie Yuki przyszedł z góry i spytał się, czy może iść do Emmy. Według mnie to był bardzo dobry pomysł, zaproponowałem nawet, by to Mikleo go odprowadził. Potrzebował się teraz trochę się odstresować i odświeżyć myśli, a ja tutaj zostanę, przypilnuję powoli gotującego się rosołku oraz młodej, a jako że nie będę panikować, to nadaję się do tego idealnie. Mikleo, choć dosyć niechętnie, zgodził się na to. Może jak jeszcze porozmawia z panią Caitlyn, to się trochę uspokoi, to mądra kobieta i matka z doświadczeniem, pewnie Emma nie raz chorowała, więc dla Mikleo na pewno będzie miała jakieś dobre rady.
Mój mąż długo nie wracał, dlatego pomyślałem sobie, że faktycznie trochę musiał zagadać z mamą Emmy. Wyłączyłem więc rosół, który był już gotowy, i poszedłem na górę, do pokoju mojej małej księżniczki. Misaki już nie spała, tylko czytała książkę i zdawała się wyglądać troszkę lepiej, czyli to niedobre lekarstwo zadziałało.
- Dzień dobry, księżniczko. Lepiej się czujesz? – spytałem łagodnie, podchodząc do niej i kładąc dłoń na jej czole. Było chłodne i lekko spocone, czyli gorączki już nie ma.
- Nie mam na nic siły – przyznała, odkładając książkę na bok.
- To normalne przy chorobie, ale wkrótce poczujesz się lepiej, obiecuję. Mama się o ciebie martwi i przygotowała ci rosół – odparłem, stawiając kubek z gorącym wywarem na jej stoliku.
- Nie jestem głodna – wymamrotała, na co westchnąłem cicho.
- Wiem, słońce, ale to nie jest do jedzenia, tylko do wypicia. Działa tak samo dobrze jak lekarstwo, a smakuje znacznie lepiej. Zjesz dopiero coś lekkiego wieczorem, dobrze? Nie musisz jeść dużo, ale coś tam w brzuszku musi ci zostać – wyjaśniłem jej, podając jej kubek z rosołkiem. Misaki pokiwała głową na znak, że rozumie.
- Poczytasz mi? – spytała po chwili ciszy.
- Oczywiście słońce – odpowiedziałem i usiadłem przy niej na łóżku, biorąc do rąk książkę.
Szczerze, trochę zatraciłem się w tym czytaniu i nawet nie zorientowałem się, ze Misaki już zasnęła. Dopiero kiedy Mikleo wrócił i cicho dał znać o swojej obecności ogarnąłem, że już mogę przestać. Odłożyłem książkę na bok, opatuliłem młodą kocem i na pożegnanie ucałowałem ją w czółko. Jak na razie wszystko przebiega bezproblemowo, więc nie było źle. Jeszcze tylko wieczorem zrobię jej owsiankę i podam kolejną porcje ziół i na dzisiaj to by było tyle z kuracji, nie ma co jej męczyć.
- I jak było u pani Caitlyn? – spytałem męża, cicho opuszczając pokój córeczki.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz