Słysząc słowa wypowiedziane przez męża, uśmiechnąłem się pod nosem, nie wierząc w to, co słyszę, dopiero co wyruszyliśmy w drogę, a on już narzeka, co za człowiek w końcu to odpowiednią pora im szybciej wyruszymy, tym szybciej znajdziemy się na miejscu, prawda? Właśnie a ja bardzo chce zobaczyć dzieci i nie wytrzymam czekania dłuższego, niż jest to konieczne.
- Mam nadzieje, że nie będzie więcej takich sytuacji, mam dość podróżowania bez dzieci w celu ratowania ludzkości, chciałbym wieść spokojne życie u boku rodziny - Odezwałem się, szczerz mówiąc to, co myślę. Naturalnie jestem aniołem, a pomaganie ludzkości jest moim obowiązkiem, który rozumiem i przyjmuję, jednocześnie chcąc żyć normalnie bez stresu, że stanie się coś mojemu mężowi, mi lub dzieciom, bez niepokoju, czasem brakuje mi spokojnego życia, jednocześnie wiedząc, że nie mi było ono pisane, Istnieje, by służyć ludziom, a to chyba najgorsza służba.
- Masz racje, miło by było już nigdzie nie wyruszać, mimo wszystko w drogę powrotną z dziećmi wyruszamy już kilka godzin później, nie wstanę więcej tak wcześniej - Ostrzegł mnie, patrząc na mnie bardzo poważnie. Mimo że poważny w duchu nie był i ja doskonale to wiedziałem.
- Oczywiście, dzieci nie będą w stanie wyruszać o tak wczesnej porze - Gdy to powiedziałem, dostrzegłem ulgę na jego twarzy wymieszaną z lekkim niezadowoleniem, ja wiem, że nie powinienem zmuszać go do tak wczesnego wstania, jedna nie mogłem już spać, wizja zobaczenia dzieci jest silniejsza od zmęczenia, wszystko się już uspokoi, gdy znów zobaczymy nasze pociechy.
- Bardzo śmieszne - Mruknął, może odrobinkę udając obrażonego jak to czasem mu lub mi się zdarzało.
- Kocham cię - Rzuciłem w odpowiedzi, zbliżając się do niego na tyle blisko, aby muc ucałować jego policzek.
- Masz szczęście, że ja ciebie też kocham - W tej odpowiedzi dało się usłyszeć troszeczkę złośliwości, jaki kochany zabrało mu się na droczenie się ze mną, oj na pewno winien mu tego nie będę.
Droga, która minęła nam spokojnie, była dosyć nudna, monotonna, aby więc trochę ją sobie umilić, drażniłem się z mężem, dobrze się przy tym bawiąc, on zresztą też dłużny mi niczego nie był, najwidoczniej bawiąc się tak samo dobrze, jak ja a może nawet lepiej.
Miło tak znów poczuć się, jak dzieci nie mając obowiązków i biegających wokół nogi dzieci.
Późnym wieczorem, gdy znaleźliśmy jaskinie, w której mogliśmy przespać całą noc i jezioro, do którego doprowadziliśmy konie, aby te się napoiły, mieliśmy czas na odpoczynek, który ja jako anioł wodny musiałem wykorzystać właśnie w wodzie.
Wskakując do wody, pływałem w niej kilka minut, wynurzając się przy moście, na którym siedział mój mąż, bez ostrzeżenia wciągając go do wody, która była naprawdę ciepła a wszytymi to zasługa ciepłego dnia i bardzo ciepłej nocy.
- Mikleo - Zawołał, gdy tylko wynurzył się znad tafli wody.
- Słucham, coś się stało? - Udając niewinnego, spojrzałem na męża, słodko się do niego uśmiechając.
- Ty już nie udawaj niewiniątka, dobrze wiesz, co mi zrobiłeś - Podpłynął do mnie, kładąc dłonie na moich biodrach, patrząc w moje oczy.
- Ja? Nie zgadzam się, przecież jestem grzecznym chłopcem - Zaśmiałem się, niby to niewinne składając delikatny pocałunek na jego ustach.
- Ty i grzeczny? - Uniósł jedną brew, przyciągając mnie bliżej siebie, całując delikatnie mój kark.
- Oczywiście, że jestem grzeczną owieczką, która nigdy nie zrobiłaby nikomu nic złego, a już na pewno nie swojemu ukochanemu mężowi, któremu oddałbym wszystko, o co, tylko by poprosił - Gdy to mówiłem, uśmiechałem się niewinnie, bez ostrzeżenia podtapiając mojego męża, który nie był na to w ogóle gotowy, o to w końcu mi chodziło, aby wziąć go z zaskoczenia i trochę się z nim podrażnić.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz