A jednak przeczucie mnie nie myliło, coś się miało dzisiaj wydarzyć i się wydarzyło. Byłem także przerażony, kiedy Lailah tak po prostu chciała rozciąć jego brzuch, bez absolutnie żadnego znieczulenia. Kiedy tylko o tym usłyszałem od razu trochę zaprotestowałem, ponieważ uważałem, że Miki może nie wytrzymać takiego bólu, ale Lailah strasznie na to naciskała twierdząc, że nie zdążę znaleźć odpowiedniego silnego środka znieczulającego w odpowiednio krótkim czasie. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i Miki, i nasz syn byli już cali i zdrowi.
- Możesz już odpocząć, Owieczko – wyszeptałem, składając delikatny na jego czole nie przejmując się tym, że było ono spocone. Może nie był to poród siłami natury, ale i tak sporo się wycierpiał. Jak na moje to było nawet gorsze niż gdyby miał rodzić normalnie, no ale to tylko moje zdanie. – Położę go do kołyski – dodałem, ocierając jego mokre od łez i potu policzki.
- Ale... – zaczął, chyba nie do końca chcąc rozstawać się z noworodkiem.
- Będzie tuż obok, nie bój się. Zobaczysz, jeszcze będziesz miał go dosyć – dodałem trochę żartobliwie, biorąc na ręce naszego potomka, który w ramionach matki już się trochę uspokoił. Swoją drogą, naprawdę był ciężki, Misaki była znacznie drobniejsza i już na pewno mniej lżejsza, kiedy brałem ją na ręce ten pierwszy raz.
- Zostanę tutaj i przypilnuję ich – zaproponowała Lailah, odbierając ode mnie dziecko.
- Dziękuję. Daj mi znać, jak się obudzi, przyniosę mu coś do jedzenia – odpowiedziałem, uśmiechając się do niej delikatnie, naprawdę wdzięczny za jej pomoc.
Teraz musiałem się zająć Misaki, która została sama i chyba nawet nie za bardzo wiedziała, co się dzieje. Yuki spędzał noc u Emmy, więc będzie miał małą niespodziankę, jak wróci... po umyciu rąk dokończyłem śniadanie zarówno dla mnie, jak i małej, odpowiadając jednocześnie na jej wszystkie pytania. Misaki już chciała zobaczyć swojego młodszego braciszka, na co się oczywiście jeszcze nie zgodziłem. Najpierw niech Miki trochę się wyśpi i wypocznie, podobnie jak Merlin, a do tego czasu musimy dać im ten spokój.
Dopiero późnym popołudniem usłyszeliśmy płacz dziecka, który oznaczał, że najpewniej Mikleo także się obudził. Powiedziałem Misaki, że jeżeli chce, może iść odwiedzić braciszka, mamę i ciocię, a ja zaraz do nich dołączę. Chciałem przygotować mojemu mężowi owsiankę, która na pewno pomoże mu odzyskać siły, jakie stracił podczas porodu. Taka owsianka była lekka i miałem pewność, że Mikleo ją lubi, po prostu idealny posiłek idealny dla niego.
- Hej. I jak się czujesz? – odezwałem się, kiedy tylko wszedłem do pokoju. Mikleo właśnie karmił Merlina i jak na moje, wyglądał okropnie. I Miki, i chłopiec. Każdy noworodek wyglądał brzydko i wszystkie były tak samo czerwone i pomarszczone. Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy zachwycali się ich oczami, czy już na tym właśnie etapie byli w stanie stwierdzić, że jest podobne do któregoś z rodziców. Jakbym miał przed sobą dwadzieścia noworodków i nie potrafiłbym wskazać, który z nich jest mój. Albo to ja po prostu taki głupi jestem...?
- Lepiej, dziękuję – odpowiedział, uśmiechając się do mnie blado.
- Mój braciszek jest brzydki – odezwała się nagle Misaki, jednocześnie rozbawiając wszystkich dorosłych.
- Jeszcze wypięknieje, zobaczysz. Ty też wyglądałaś tak samo, jak byłaś malutka – poczochrałem jej włoski i postawiłem owsiankę na stoliku. – Przygotowałem ci coś do jedzenia. Jak nie masz siły, mogę ci pomóc zjeść – dodałem tym razem gładząc po głowie mojego ukochanego.
<Aniele? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz