Sądziłem, że po tak długim stażu Mikiemu już raczej trudno mnie zaskoczyć, ale jednak jakimś cudem mu się udawało. Myślałem, że podczas pełni będzie mi nad nim trudno zapanować, sądziłem, że będzie cały czas pobudzony, roztrzepany, energiczny, że trudno mi będzie nad nim zapanować, a tymczasem nie jest aż tak źle. Najwidoczniej przebywanie w wodzie dobrze na niego wpływa. Muszę to zapamiętać, bo w przyszłości na pewno mi się to przyda.
Skoro Miki miał zajęcie, ja zająłem się przygotowaniem dla siebie posiłku. Zauważyłem, że zapasy już powoli nam, a raczej mnie, się kończyły. Jeżeli dalej będziemy poruszać się w takim tempie i będę jadł tylko jeden posiłek dziennie, na spokojnie mi wszystkiego wystarczy. Ale jeżeli jutro mamy sobie zrobić postój z powodu stanu Mikleo... no cóż, zobaczymy. Jeden dzień bez jedzenia nie sprawi, że umrę.
Podczas przygotowania posiłku co jakiś czas zerkałem na Mikleo upewniając się, że nic dziwnego nie robi. W końcu była pełnia i już wiedziałem, że mogłem spodziewać się po nim wszystkiego, a to był przecież dopiero początek... jak na razie owszem, nie było źle poza tą wczesną pobudką i dziwnym zachowaniem w siodle, więc miałem cichą nadzieję, że na tym się skończy, chociaż wiem, że szansa na to nikła.
Po tym, jak zjadłem i po sobie posprzątałem, tak jak obiecałem Mikleo podszedłem do wody. I w przeciwieństwie do mojego męża, ja postanowiłem zdjąć ubrania i wejść do jeziora jedynie w bieliźnie. Trochę mi szkoda było moich ubrań, nawet jeżeli Mikleo mógł później je wysuszyć. Dzisiaj nie chciałem go męczyć, był trochę rozkojarzony i wcale nie byłbym zdziwiony, gdyby przypadkiem coś zniszczył.
- W końcu – odezwał się Mikleo, podpływając do mnie i od razu przytulając się do mojego ciała. – Tęskniłem – dodał, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Przecież byłem tuż obok – zmarszczyłem brwi, w tym momencie nie za bardzo go rozumiejąc.
- Ale dla mnie to było daleko – wymruczał i bez ostrzeżenia wpił się w moje usta, wsuwając jedną ze swoich dłoni w moje włosy. Trochę niepewnie położyłem dłonie na jego biodrach myśląc, że będzie z tego coś więcej, ale w tym samym momencie odsunął się ode mnie. – Chodź bardziej na środek – odparł, ciągnąc mnie na środek jeziora.
W tym dniu spodziewałem się po Mikim wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, że będziemy sobie spokojnie pływać na plecach. Tak spokojnie i leniwie, nie przejmując się nikim i niczym. Nawet nie rozmawialiśmy, tylko po prostu cieszyliśmy się ciszą. Spokój i cisza to nie jest to, z czym kojarzyła mi się pełnia. Przyjemna odmiana.
Długo to nie trwało, ponieważ po kilkunastu minutach Mikleo już chciał wrócić na brzeg. Oczywiście nie odmówiłem mu tego i zacząłem za nim płynąć. W połowie drogi jednak się rozmyślił, odwrócił w moją stronę i wpił się w moje usta... znowu. Tym razem jednak na jednym pocałunku się nie skończyło, Mikleo zapragnął czegoś więcej, a ja mu to oczywiście dałem. To była też dla mnie swego rodzaju nowość, bardzo rzadko kochaliśmy się w jeziorze. Na tym jednak się nie skończyło, ponieważ wystarczyło, że tylko wyszliśmy na brzeg, a Miki znowu domagał się mojej uwagi. Dzisiaj będzie naprawdę intensywny dzień...
Tego samego dnia już nie wyruszyliśmy, ale też nie odpoczywaliśmy, a tak dokładniej nie jakoś dużo, a jedynie na tyle, bym trochę zregenerował siły. Może jak byłem młodszy nie narzekałbym na taką ilość seksu, ale teraz byłem wykończony. Teoretycznie facet nie narzekałby na jakikolwiek seks, a jednak proszę.
Następnego dnia obudziłem się pierwszy. Mikleo spał głębokim snem, dlatego opatuliłem go kocem i poszedłem sprawdzić co u koni. Chyba będzie dzisiaj dzień wolny... i dobrze, niech sobie odpocznie. Bez niego nie dotrę do Azylu, bo nie mam za bardzo pojęcia, gdzie on jest. No i ja też wykorzystam ten dzień na odpoczynek. Trochę mi się to przyda, ponieważ starość nie radość. W sumie to bym coś jeszcze zjadł, miałem straszną ochotę na jedzenie, ale nie wiedziałem, że nie powinienem, ponieważ wtedy zabraknie mi prowiantu na następne dni. Zatem pozostaje mi więc tylko leżenie obok Mikleo... chociaż, chyba jak tutaj jechaliśmy, mijaliśmy jabłoń. Chyba się cofnę po kilka jabłek dla siebie i koni, to nie wydaje mi się aż takim złym pomysłem. Ale najpierw poczekam, aż Miki się obudzi, nie chciałbym, żeby się o mnie niepotrzebnie martwił, to nie jest dobre dla jego zdrowia.
<Aniele? Pasterzyk jest wykończony c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz