Byłem przerażony i to naprawdę przerażony jak to się w ogóle stało, że ktoś włamał nam się do domu i skrzywdził mojego męża. Mają szczęście, że uciekli, w innym wypadku zabiłbym ich na miejscu.
- Sorey, o mój boże - Wydusiłem, używając swoich mocy, lecząc go, najszybciej jak tylko potrafiłem, nie było to proste, bo uciekało mu dużo krwi, ale się udało, żył, a przynajmniej na to wskazywała jego klatka piersiowa poruszająca się bardzo delikatnie do góry i na dół. Boże jedyny błagam, niech on nie umiera, ja nie dam sobie bez niego rady, stracił tak dużo krwi. Biorąc dwa głębokie wdechy, użyłem całej swojej siły, aby przenieść go do sypialni, a że był nieprzytomny, to nie bardzo mi to ułatwiał.
Z trudem położyłem go na łóżku, sprawdzając jego puls prawie niewyczuwalny, ale był, żył teraz tylko muszę zadbać o niego i modlić się, aby doszedł do siebie.
Ta noc była nocą najgorszą dla mnie, byłem sam w domu z nieprzytomnym mężem, który nie wiadomo kiedy się obudzi, musiałem posprzątać krew z ziemi zamknąć porządnie drzwi i czuwać całą noc licząc na to, że się obudzi.
Niestety mój mąż się nie obudził, a ja wariowałem, z tego wszystkiego podałem mu trochę swojej krwi, którą miała na celu go uleczyć, ale nawet to nic nie dało. Bycie samemu w domu z osobą w pół nieżywą można było zwariować i, mimo że w głowie powtarzałem sobie będzie dobrze i nie ma się co przejmować, tak na przyszłość przecież on się obudzi, dlaczego więc pół dnia nim Lailah przyszła z naszą córkę przepłakałem, bojąc się o życie męża? Chyba po ciąży i wszystkich hormonach stałem się bardziej płaczliwy niż kiedykolwiek w moim życiu, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Co się stało? - Lailah, która przyprowadziła naszą córkę do domu, zauważyła moje czerwone od płaczu oczu.
- Ależ nic jestem tylko zmęczony - Mówiąc to, dałem sygnał kobiecie, aby nie rozmawiać o tym przy mojej córce. - Cześć skarbie jak się bawiłaś? - Zwróciłem uwagę na dziecko, starając się szczerze uśmiechać.
- Cześć mamo, bawiłam się super, ale jestem głodna. Jak czuję się tatą?
- Tata odpoczywa, jeszcze nie wyzdrowiał, idź się pobaw w salonie z Coco, a ja porozmawiać z ciocią i zrobię ci jeść dobrze?
- Dobrze mamo - Przytuliła się do mnie mocno, nim pobiegła do salonu, wstając się z kotką.
- Co się dzieje? Widzę, że coś się wydarzyło, tylko nie mam pojęcia co - Zapytała od razu po wejściu za mną do kuchni.
- Sorey leży nieprzytomny. Wczoraj ktoś włamał się nam do domu. Sorey zszedł na dół i został zaatakowany teraz leży nieprzytomny w sypialni, wyleczyłem jego dane, a mimo to nie mam pojęcia czy z tego wyjdzie - Wyznałem załamany, nie wiedząc co ze sobą teraz zrobić, miałem tyle kłębiących się w głowie myśli, zaraz oszaleje jak nic.
- Spokojnie Mikleo, będzie dobrze, Sorey dojdzie do siebie a ja, jeśli chcesz, zostanę tu z wami, dopóki się nie obudzi - Gdy to mówiła, poczułem ulgę, zdecydowanie przyda mi się jej towarzystwie w tej sytuacji.
- A co z Arthurem? Możesz być tu kilka dni bez niego? - Musiałem o to zapytać, aby upewnić się, że z mojego powodu nie będzie problemów.
- Spokojnie, Arthur jest na treningu cierpliwości z Zaveidem i Edną w krainie ziemi. Nie musisz się martwić - Jej słowa zdecydowanie mnie uspokoiły, jej towarzystwo było mi potrzebne, teraz bardziej niż przypuszczałem. Sam być naprawdę nie chciałem.
Pani jeziora była dla mnie wielkim wsparciem przez kilka następnych dni, gdyby nie ona chyba bym zwariował, pomagała mi w opiece nad dzieciakami, zwierzakami i domem a ja dzięki temu miałem czas na opiekę nad mężem, który wciąż się nie wybudzał.
Załamany tym, że wciąż się nie budzi, siedziałem przy nim kolejnej nocy, trzymając jego dłoń.
- Sorey obudź się proszę - Wyszeptałem, mocno ściskając jego dłoń.
<Pastrzyku? C:>
- Co się stało? - Lailah, która przyprowadziła naszą córkę do domu, zauważyła moje czerwone od płaczu oczu.
- Ależ nic jestem tylko zmęczony - Mówiąc to, dałem sygnał kobiecie, aby nie rozmawiać o tym przy mojej córce. - Cześć skarbie jak się bawiłaś? - Zwróciłem uwagę na dziecko, starając się szczerze uśmiechać.
- Cześć mamo, bawiłam się super, ale jestem głodna. Jak czuję się tatą?
- Tata odpoczywa, jeszcze nie wyzdrowiał, idź się pobaw w salonie z Coco, a ja porozmawiać z ciocią i zrobię ci jeść dobrze?
- Dobrze mamo - Przytuliła się do mnie mocno, nim pobiegła do salonu, wstając się z kotką.
- Co się dzieje? Widzę, że coś się wydarzyło, tylko nie mam pojęcia co - Zapytała od razu po wejściu za mną do kuchni.
- Sorey leży nieprzytomny. Wczoraj ktoś włamał się nam do domu. Sorey zszedł na dół i został zaatakowany teraz leży nieprzytomny w sypialni, wyleczyłem jego dane, a mimo to nie mam pojęcia czy z tego wyjdzie - Wyznałem załamany, nie wiedząc co ze sobą teraz zrobić, miałem tyle kłębiących się w głowie myśli, zaraz oszaleje jak nic.
- Spokojnie Mikleo, będzie dobrze, Sorey dojdzie do siebie a ja, jeśli chcesz, zostanę tu z wami, dopóki się nie obudzi - Gdy to mówiła, poczułem ulgę, zdecydowanie przyda mi się jej towarzystwie w tej sytuacji.
- A co z Arthurem? Możesz być tu kilka dni bez niego? - Musiałem o to zapytać, aby upewnić się, że z mojego powodu nie będzie problemów.
- Spokojnie, Arthur jest na treningu cierpliwości z Zaveidem i Edną w krainie ziemi. Nie musisz się martwić - Jej słowa zdecydowanie mnie uspokoiły, jej towarzystwo było mi potrzebne, teraz bardziej niż przypuszczałem. Sam być naprawdę nie chciałem.
Pani jeziora była dla mnie wielkim wsparciem przez kilka następnych dni, gdyby nie ona chyba bym zwariował, pomagała mi w opiece nad dzieciakami, zwierzakami i domem a ja dzięki temu miałem czas na opiekę nad mężem, który wciąż się nie wybudzał.
Załamany tym, że wciąż się nie budzi, siedziałem przy nim kolejnej nocy, trzymając jego dłoń.
- Sorey obudź się proszę - Wyszeptałem, mocno ściskając jego dłoń.
<Pastrzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz