Nie rozumiejąc czemu się tak o mnie martwi, pokręciłem lekko głową, nie było go zaledwie godzinę, sześćdziesiąt minut co mogłoby się wydarzyć w tym czasie? Jak dobrze widzi, jestem cały, zdrowy i nic mi nie dolega, z małą też nic się nie stało, żyjemy, a więc nie ma się o co martwić.
- Czuje się dobrze, nic mi nie dolega, odczuwam tylko chęć zjedzenia zupy - Wytłumaczyłem, od razu skupiając się na drugim pytaniu. Nie mając nic przeciwko pomocy męża, podałem mu cztery największe ziemniaki, jakie znalazłem w worku, prosząc go o ich obranie i pokrojenie w kostkę, samemu zajmując się krojeniem cebuli i kalafiora całe danie dzięki pomocy męża z trzydzieści minut, a i tak w ciągu tych trzydziestu minut musiałem zrobić sobie przerwę od stania, odczuwając ból kręgosłupa, nóg i brzucha. To chyba najbardziej frustrujące w moim stanie dłuższe odpoczynki, bo bez nich ani rusz.
Zadowolony z pomocy męża, który przygotował nawet stół do jedzenia, podałem mu talerze pełne kremowej zupy, które ładnie stawiał na stole, wołając nasze dzieci, kto wie, Yuki może też z nami zje.
- Dziękuje - Całując go w usta, nim przyszły dzieci uśmiechnąłem się z wdzięcznością, mogłem gotować, a mąż doskonale mi w tym pomagał i po co tak od razu wszystkiego mi zakazywać, kiedy można mi pomagać? Prostsze i przyjemniejsze dla nas obu a tak mi się przynajmniej wydaje.
- Nie musisz mi dziękować to mój obowiązek, muszę się teraz tobą opiekować, nie chce, aby coś stało się tobie lub naszemu maleństwu - Gdy to mówił, położył dłoń na moim brzuchu, jeszcze płaskim, ale to zapewne nie długo się już zmieni.
Łagodnie kiwnąłem głową w odpowiedzi, dostrzegając dzieciaki, które zasiadły przy stole zabierając się do jedzenia w takim wypadku i my powinniśmy zjeść, puki zupa jest ciepła i mam nadzieje dobra.
Zupa zniknęła dość szybko nie tylko z talerzy, ale i z garnka, każdy chciał dokładkę, a mój mąż bym się nie przemęczał, nakładał na talerz, samemu również nie omieszkując dokładki. To jednak był dobry pomysł, taka zwyczajna zupa krem a smakuje każdemu i to najważniejsze.
- Chyba częściej musimy robić takie zupy - Odezwałem się, podając mojemu mężowi talerze do umycia, uparł się, że to on pomyje a ja z powodu najedzenia i wcześniejszej pracy przy obiedzie czułem się na tyle mocno zmęczony, aby się na to zgodzić, nie miałem już i tak siły na sprzątanie najchętniej to bym się położył i nic już nie robił.
- Jeśli tylko będziesz miał ochotę i siłę, możemy robić częściej takie obiady - Przyznał, skupiony na myciu naczyń wręczając mnie ze wszystkiego, z czego wyręczyć tylko mógł.
- W porządku, ale o tym pomyśle później teraz chyba pójdę położyć się na chwile - W końcu ból pleców przejął nade mną władze, z powodu czego po prostu musiałem się położyć i rozprostować nogi kilka minut relaksu nikomu nie zaszkodzi.
- W porządku, ale gdyby się coś działo od razu mów - Zawołał za mną, jak zwykle niepotrzebnie się o mnie martwiąc, jestem duży, nie trzeba panicznie się o mnie, a raczej o nas bać.
- Wiem, wiem - Odpowiedziałem, kładąc się na kanapie, a gdy tylko to uczyniłem, Coco dołączyła do mnie, kładąc się na moim brzuchu, na szczęście nie była ciężka więc i nie przeszkadzała mi za bardzo, a jej mruczenie przyznać musiałem, było przyjemne i relaksacyjne. Dobrze, że Sorey ją wziął do domu, bez niej nie byłoby aż tak wesoło w domu.
Po niecałej godzinie leżenia zacząłem odczuwać głód, dopiero co zjadłem, jak tak dalej pójdzie, to będę wyglądał jak szafa, a wtedy mój mąż na pewno nie będzie u miał na mnie patrzeć.
Mimo tej okropnej myśli musiałem wstać i coś zjeść dając spokój mężowi czytającemu książkę lepiej, aby nie widział, na co mam ochotę i co teraz zrobię, to może go obrzydzić, a ja nie mogę się temu oprzeć. Wyciągając chleb, posmarowałem go kremem kakaowym, który przyniósł Sorey, kładąc na to śledzie, gdybym spojrzał na kogoś jedzącego coś takiego, przeraziłbym się, ale teraz gdy sam mam takie zachcianki po prostu to jem, zaspokajając głód żołądka i małego rosnącego we mnie potworka.
- Miki wszystko dobrze? - Sorey, który znów przesadnie się martwił, chyba kierował się w stronę kuchni lepiej, aby tego akurat nie zobaczył.
- Tak, wszystko dobrze, ale tu nie wchodź - Poprosiłem, nie chcąc go obrzydzać już i tak widziałem, jak zareagował na dżem z ogórkiem, a taka mieszanka może naprawdę go przerazić.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz