czwartek, 22 lutego 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Co to za głupie pytanie było? Oczywiście, że chciałem iść po dzieci. Stęskniłem się za nimi strasznie. Nie widziałem ich od... tak właściwie, to nie mam pojęcia, od jak dawna. Jak byłem chory, to te dni tak trochę mi się w jedno zlewały, i już nie pamiętam, ile byłem chory. Cały czas robiłem to samo, bo albo marudziłem, albo spałem, albo starałem się dotrzeć do mojego męża, który był z reguły gdzieś na dole. I tak w kółko. Ciężko więc by było, bym pamiętał każdy ten dzień. Ale czuję, że dawno ich nie  widziałem. I bardzo się stęskniłem, no bo przecież tylko chwila nam została, i nasze dzieci pójdą do tej okropnej szkoły. Znaczy się, nie wiem, czy okropnej, ale mi się ona nie podobała. Dokładniej, to sam pomysł mi się nie podobał, bo w tej całej szkole to ani razu nie byłem. Miki mi tłumaczył, gdzie się ona znajduje, ale ja już całkowicie o tym zapomniałem. Pewnie trzeba będzie mi o tym przypominać jeszcze pięć tysięcy razy, nim wyryje mi się to w moim małym móżdżku. 
- Oczywiście, że tak. Stęskniłem się za nimi. I jeszcze przy okazji moglibyśmy rozejrzeć się po rynku, może ktoś będzie potrzebował gdzieś jakiejś pomocy na magazynie, czy coś takiego – odpowiedziałem, od razu podnosząc się do siadu, chcąc już działać i robić dwadzieścia rzeczy na raz. Mieliśmy bardzo dużo rzeczy do nadrobienia, a tak mało czasu do zrealizowania tego wszystkiego, dlatego się trzeba było pospieszyć. 
- A czemu miałbyś szukać pracy? – spytał Mikleo, chyba trochę za mną nie nadążając. Ale to nic, ja mu tu zaraz wszystko wytłumaczę i już będzie na bieżąco. 
- No bo przecież muszę na was zarobić. Ostatnio raczej nic nie zarobiłem, a pieniędzy dalej nie mamy, więc muszę to nadrobić, zwłaszcza, że dzieci będą przecież chciały jeść, i trzeba im za coś to jedzenie kupić. No i tobie też trzeba zakupić jakieś słodkości, które ty lubisz. No i jeszcze zwierzaki, zwierzaki też muszą jeść – opowiedziałem mu, jakby to była rzeczy najoczywistsza na świecie, no bo na przykład dla mnie to było oczywiste. Aż dziwne, że to dla niego nie było oczywiste. Podobne, jak oczywiste dla mnie było to, że trochę ostatnio musze na sobie przyoszczędzić, tak więc trochę już koniec z kawą, i czekoladą, i... w sumie, to głównie spożywałem, bo najbardziej mi smakowało. No ale jestem aniołem, anioły nie są zależne od takich przyziemskich potrzeb, więc nie muszę tego pić. Było to bardzo dobre, sprawiało mi przyjemność, ale wolałbym wydać te pieniądze na moich najbliższych, nie na moje zachcianki. 
- Już ci mówiłem, że przecież ja pójdę pracować. U Alishy – przypomniał mi, na co skrzywiłem się lekko. 
- No tak, ale dzieci pójdą do szkoły, ty pójdziesz do pracy, i ja zostanę tu w domu sam, a ja nie lubię tu być sam. Właściwie, to w ogóle nie lubię być sam, a tym bardziej bez ciebie. Bez ciebie to ja chyba umrę – odpowiedziałem, przedstawiając mu swój punkt widzenia na całą tę sprawę. Jak pracuję z innymi ludźmi, to jest jakoś znośnie, ale jak jestem sam, jak palec bez towarzystwa innych palców, to bardzo mi smutno jest. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz