Nie za bardzo miałem ochotę iść tam sam, nie lubię być sam. Co fajnego jest w byciu samemu? Już nie mówiąc o tym, że to wszystko dalej była strata czasu, który moglibyśmy wykorzystać dla siebie, albo dla dzieci, których też już wkrótce w naszym życiu będzie coraz to mniej. W końcu, teraz pójdą do szkoły, Miki pewnie będzie chciał pójść do pracy, a ja zostanę w domu sam na te kilka godzin. I to będzie okropne dla mnie. Co prawda, będę miał zwierzaki do towarzystwa, no ale co to zwierzaki? Przecież z nimi nie pogadam. Znaczy, pogadam, ale nie będzie to samo, co z Mikim. Bo jak jestem z Mikim, to on mi nawet nie musi odpowiadać, a ja już jestem szczęśliwy.
- Ale nigdzie nie pójdziesz? – zapytałem obserwując, jak siada na kocu, który jest rozłożony na twardej ziemi i na pewno mu niewygodnie jest. Ja może jednak tu zostanę, by mógł usiąść na moich kolanach, które na pewno są lepsze i miększe, i cieplejsze od takiej zimnej ziemi paskudnej.
- A gdzie niby miałbym pójść? Idź, odpręż się i rozgrzej – odparł, uśmiechając się delikatnie.
- A może jednak zostanę tutaj, przy tobie? – zaproponowałem, bardzo, ale to bardzo nie chcąc iść tam sam. Ale chyba będę musiał. Dla Mikleo to będzie bolesne, jeżeli tam ze mną wejdzie, a raczej w końcu mnie tam wyrzuci. Jeszcze to jednak trochę odwlekę, by się nacieszyć jego obecnością.
- Sorey... – zaczął ostrzegawczo, na co westchnąłem cicho.
- No już, już. Ale masz tu być, jak wrócę – poprosiłem, patrząc na niego błagalnie.
- Będę – obiecał, patrząc na mnie wyczekująco. – A, i oddaj mi obrączkę.
- Co? Czemu? – spytałem przerażony, nie za bardzo wiedząc, co się dzieje. On chce ze mną zerwać? Zrobiłem coś nie tak? To przez to, że nie chcę tam wejść? Jak tak, to ja zaraz już tam wchodzę i będę tam siedział, ile tylko będzie chciał.
- By się nie stopiła. I uważaj na ubranie, bo nie wziąłem ci żadnych rzeczy na przebranie – poinstruował mnie, wyciągając dłoń w moją stronę. To... miało sens. I to bardzo dużo sensu.
Dlatego więc oddałem mu obrączkę, westchnąłem cicho, spojrzałem na niego po raz ostatni, po czym w końcu wszedłem do środka. Posiedzę tam jakieś kilka minut i wrócę do Mikleo. I też nie będę schodził na sam dół, bo to strasznie daleko jest, a już tutaj na wejściu było ciepło. Właściwie to wystarczyło, bym usiał przy drzwiach, i też byłoby dobrze, no ale niech już mu będzie. Podszedłem do kamiennych schodów, usiadłem na krawędzi i spuściłem nogi w dół. Ja to dopiero jestem strasznym utrapieniem dla Mikleo, i to tylko przez ten mój nieszczęsny żywioł. W końcu, gdybym w ogóle go nie miał, albo miał każdy inny, tylko nie ogień, jego życie byłoby zdecydowanie łatwiejsze, no i w sumie moje też. Nie musiałby się martwić, czy jest mi zimno, i temperatura naszych ciał byłaby do siebie bardziej zbliżona i byłoby nam bardziej komfortowo, no i Mikleo nie traciłby czasu siedząc przed świątynią ognia i czekając, aż się wygrzeję, no bo nie musiałbym się wygrzewać. Ciekawe, czy jest jakiś sposób, by oddać ten żywioł, pozbyć się go jakoś, albo wymienić...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz