Szybko pojąłem, co ma na myśli, przez chwilę zastanawiając się nad jego problemem, skoro nie lubię być sam, ale i nie lubi być beze mnie, to może dobrze by było, gdybyśmy pracowali razem. Przecież nasza przyjaciółka na pewno znalazłaby mu jakąś pracę choćby nawet ponownie w straży. A jeśli nie w straży to jest wiele prac, które mógłby wykonywać w zamku. Myślę, że wtedy miałby towarzystwo, nie tylko obcych ludzi, ale i moje, a przecież tego właśnie chce.
- Rozumiem, ale wiesz, może zamiast pracować na magazynie, porozmawiamy z Alishą, a ona znajdzie ci pracę, w której będziesz miał towarzystwo ludzi i może uda się, abyś pracował też i ze mną. Wtedy będziesz miał dwie pieczenie na jednym ogniu - Zaproponowałem, mówiąc to, co przed chwilą pomyślałem. Wiedząc, że jeżeli o tym myślę, a tego nie mówią na głos, to on tego nie usłyszy.
- No nie wiem, już raz pracowałam u Alishy, no i szczerze nie wiem, czy znów chciałabym nie przyjąć do siebie - Odpowiedział, jak zawsze zdecydowanie za bardzo przejmując się tym, co może pomyśleć lub powiedzieć kobieta. A przecież oboje dobrze ją znamy i wiemy, że zawsze nam pomoże, póki na tym świecie żyje, zresztą nie tylko ona, mój chrześniak a jej syn również nam zawsze pomoże. Jeśli tylko będziemy tego potrzebować.
- Oj Sorey, Sorey, porozmawiamy o tym jeszcze z Alishą a na razie pora wstać, doprowadzić do porządku i pójść po dzieck - Jak powiedziałem, tak też uczyniliśmy, przygotowując się do spotkania, z naszymi dziećmi i królową, której również dawno już nie widzieliśmy.
Gotowi do wyjścia Sorey nakarmił, jeszcze zwierzaki, po czym opuściliśmy dom, idąc najpierw do miasta, aby Sorey mógł się rozejrzeć za pracą, tak jak tego chciał.
W czasie gdy mój mąż rozglądał się za pracą, ja oglądałem rośliny, które były naprawdę piękne.
- Miki co ty się tak przyglądasz tym kwiatkom? - Zapytał, przyglądając się rośliną.
- Śliczne prawda? - Zapytałem, uśmiechając się do pięknych roślinek.
- No nie wiem, to tylko patyki i lisci - Odpowiedział, oczywiście nie rozumiejąc mojej fascynacji roślinami.
- Sam jesteś jak ten patyk, kupiłbyś mi kiedyś jakiegoś kwiatka. - Burknąłem, odkładając kwiatki na stoliku. - Idziemy - Dodałem, ruszając w stronę zamku.
- Hej zaczekaj - Szybko wyrównał ze mną kroku. - Nie rozumiem, co ci się w nich podoba - Wyznał, co naturalnie rozumiałem, on nigdy nie wie dlaczego, co i jak.
- Nie musisz rozumieć po prostu czasem go kup - Poprosiłem, nie oczekując od niego zbyt wiele, to tylko kwiatek nic poza tym wielkiego.
Mój mąż kiwnął głową, nic nie odpowiadając, a to i dobrze, nie chciałbym, aby coś głupiego mi właśnie teraz powiedział, a do tego jest zdolny jak nikt inny na tym świecie.
W milczeniu dotarliśmy do zamku, gdzie spotkaliśmy nasze dzieci szczęśliwe naszym powrotem do nich.
Nasze maluchy traktowały to, jak wakacje, u cioci dlatego czuły się tu dobrze, a to najważniejsze.
Hana, gdy tylko na cieszyła się witaniem nas, zaczęła opowiadać nam, co robili, co widzieli, jak się czuły. Ona ewidentnie to gadulstwo ma, po tacie w tej sprawie mogą podać sobie rękę.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz