sobota, 24 lutego 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Nie byłem przekonany co do tej pracy, którą zaproponowała mi Alisha. Po pierwsze, to jest bardzo odpowiedzialne stanowisko. Za odpowiedzialne jak na mnie. Przecież ja się dziećmi ledwo zająć czasem potrafię, a co dopiero czymś takim. Po drugie to praca, która wymaga dobrej pamięci. Ja i dobra pamięć raczej nie jesteśmy dobrą parą. Będę musiał zapamiętać te wszystkie nazwiska i osoby, do których idę, i gdzie ja mam ich szukać, i... Nie, ja potrzebowałem czegoś, w czym praktycznie robi się to samo, no bo tak nie sposób się pomylić, no i w końcu zapamiętam, co się robić. Na przykład taka praca drwala. Idziesz na miejsce wyrębu i rąbiesz drzewo, które ci się wskaże. Z magazynu przenosisz tylko skrzynie, czy to na wóz, czy to w jakieś inne miejsce, albo po prostu pilnujesz, by się nikt wokół nich nie kręcił. Prosta robota, prawda? Prosta jak ja. Nie nadaję się do bardziej skomplikowanych prac. Nie do tego zostałem stworzony. Zostałem stworzony do... tak właściwie, czego? Jako człowiek miałem cel dosyć jasny, miałem zostać pasterzem, bronić dobra, i świata, i innych tego typu rzeczy. Potem z jakiegoś powodu zrezygnowałem. Miki mi mówił, że po prostu chciałem się skupić na rodzinie. A skoro on mi tak powiedział oznaczało to, że tak właśnie musiało być. W końcu, ufałem mu. Był moim mężem. Wtedy chyba też już nim był, więc raczej by mnie przecież nie okłamał. 
– Tak, możemy już wracać – odpowiedziałem, chcąc wrócić do domu, gdzie będziemy mogli spokojnie spędzić czas. 
I w sumie, też trzeba będzie zakupy zrobić. Znów naruszymy oszczędności... Tak to nie powinno wyglądać. Trochę trzeba ten budżet podreperować. Co prawda, do umierania z głosu nam daleko, albo raczej zwierzakom, bo my jako anioły tym się martwić nie musimy. No ale nie chciałbym, by dzieci chodziły smutne, bo nie ma nic do jedzenia, i też jakieś słodkości dla mojego męża trzeba kupić. Albo patyki z liśćmi. Albo jedno i drugie. Ale to jutro, jak wezmę jakieś pieniądze, bo dzisiaj nic ze sobą nie braliśmy. I to był chyba błąd. No nic, wstanę wcześniej i zrobię zakupy. Ale wpierw muszę poprosić Mikego o sporządzenie listy. On się na tym znacznie lepiej na tym zna. A już na pewno sprawniej. 
– I co sądzisz o propozycji Alishy? – zapytał Mikleo, kiedy kierowaliśmy się w stronę domu, a dzieci wesoło biegły przed nami. Nie powstrzymywaliśmy ich, ale ja czułem taki lekki niepokój o nie i starałem się nie spuszczać ich z oczu. 
– Wydaje się do mnie nie pasować – odpowiedziałem niepewnie, skupiając się na dzieciach, tak na wypadek, jakby gdzieś nagle skręciły, albo gdyby ktoś do nich podszedł. 
– Czemu? Mi się właśnie wydaje, że byłaby idealna dla ciebie. Spędzilibyśmy czas razem, a rozdzielalibyśmy się tylko wtedy, gdybyś musiał zanieść listy – wyjaśnił, na co lekko się skrzywiłem. 
– No ale to by wymagało myślenia. I pamiętania. A ja nie umiem ani myśleć, ani pamiętać. Nie chciałbym zawieść Alishy, a w takiej pracy o takie rzeczy ciężko – wyjaśniłem mu swój punkt widzenia mając nadzieję, że zrozumie moje wątpliwości. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz