piątek, 16 lutego 2024

Od Soreya CD Mikleo

Czułem się lepiej, przynajmniej fizycznie, no ale psychicznie doszedłem do wniosku, że tylko przeszkadzam Mikleo przez ten mój żywioł. I doszedłem do wniosku, że muszę się go pozbyć. Tylko nie wiem, jak. I czy powinienem mówić o tym Mikleo, bo nie mam pewności, czy to mu się spodoba. Pewnie będzie mówił mi, że niepotrzebnie kombinuję, że mój żywioł to nic takiego, i wcale mu nie przeszkadza, ale nie byłem ślepy, przecież widziałem, że przeze mnie same ma problemy. No i też nie zawsze byliśmy kompatybilni. W lato na przykład energii miałem aż za dużo, podczas kiedy mój mąż raczej taki spokojniejszy był. No i w zimę było odwrotnie, ja byłem padnięty, zziębnięty i raczej zmęczony, a Miki był w swoim żywiole. A gdybym nie miał żywiołu... przecież życie Mikleo będzie znacznie prostsze i przyjemniejsze, no i będzie szczęśliwy, a skoro będzie szczęśliwy on, to będę szczęśliwy i ja. I nie będzie żadnych problemów związanych z moimi dziwnymi skokami temperatur. Znaczy, mogą być malutkie, bo Hana przecież odziedziczyła ten paskudny żywioł po mnie, ale może nie będzie tak źle, bo i tak sobie lepiej z tym radzi ode mnie, co tylko utrzymuje mnie w przekonaniu, że ja się nie nadaję do tego żywiołu. Albo ten żywioł nie nadaje się do mnie. To nie ma większej różnicy. 
- Bardzo dobrze, ale dalej twierdzę, że to wszystko było niepotrzebne. I tylko ty się przeze mnie namęczyłeś – odparłem, siadając obok niego na tym cieniutkim kocu. Następnym razem muszę wstać wcześniej i ja nas spakować, bo siedzenie na tak twardej ziemi niewygodne było. Nie no, co ja gadam, następnego razu nie będzie, nie dopuszczę do tego. 
- Ja tam jakoś zmęczony nie jestem – odpowiedział spokojnie, sięgając do kieszeni. – Podaj mi proszę swoją dłoń – dodał, na co zmarszczyłem brwi. 
- A po co? I którą? – zapytałem, nie do końca wiedząc, co mu w głowie siedzi. 
- Obrączkę ci oddaję. Prawa dłoń, bardzo proszę – wyjaśnił, rozjaśniając mój umysł. No fakt, trochę o tym zapomniałem... no, zdarza mi się to często, owszem, ale teraz miałem dobry powód, by zapomnieć, bo skupiałem się na tym, co zrobić, by pozbyć się żywiołu. I nic w sumie nie wymyśliłem, co po głębszym zastanowieniu miało sens, bo ja za głupi jestem na takie rzeczy. – No, gotowe – odparł, kiedy obrączka już była na moim serdecznym palcu.
- Miki... – zacząłem niepewnie, intensywnie myśląc, jak się go o to spytać, by nie wzbudzić jego podejrzeń, a on na pewno będzie znał odpowiedź, bo jest mądry, i dużo przeżył, a ja przeżyłem stosunkowo mało i nic nie wiem. 
- Co tam? – zapytał, przyglądając mi się z zainteresowaniem. 
- No bo tak czysto teoretycznie zastanawiam się... co jest możliwe w życiu – zacząłem troszeczkę okrężną drogą. 
- A co to za filozoficzne przemyślenia cię naszły? – dopytał, przyglądając mi się z uwagą. 
- A tak po prostu. No bo patrz, wróciłem do ciebie z nieba i stałem się człowiekiem, więc może mogę jakoś wrócić do bycia człowiekiem. No bo lepiej by było dla nas, gdybym był człowiekiem. Albo nie miał żywiołu. Alb jakiś inny żywioł. Wtedy byś miał ze mną żadnych zmartwień i takie wycieczki do świątyni ognia już nie byłyby wymagane, i ogólnie miałbyś ze mną prościej – wyjaśniłem, uśmiechając się głupkowato, jak to miałem w zwyczaju. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz