Początkowo troszkę zignorowałem Haru, musząc dokończyć już uzupełnianie tego wiersza, a do tego potrzebowałem skupienia. Musiałem w końcu dodać i odjąć w myślach bardzo duże wartości, więc lepiej, żeby mnie nic nie rozpraszało, bo nie chciałbym się pomylić. To mogłoby być troszkę tragiczne w skutkach. A Haru te kilka sekund poczekać może. Nic mu się nie stanie, a mi pomyłka już zaszkodzić może.
- Uzupełniałem księgę rachunkową – wyjaśniłem, wpisując wyliczoną wartość w ostatnią rubryczkę.
- I na jakiej zasadzie to wygląda? – podpytał, przyciągając krzesło bliżej biurka. Ciekawiło go to czy po prostu chciał zagaić rozmowę?
- Dostaję raporty z poszczególnych winnic, magazynów i kopalni, odpowiednie wartości wpisuję w odpowiednie rubryczki, później wyliczam, ile zarobiłem ze sprzedaży, odejmuję od tego wszystkie wynagrodzenia, koszty magazynowania, dystrybucji, procenty dla moich wspólników, których w sumie ostatnio niewiele mam... no i po odjęciu to jest ta kwota, która wpływa do mojego skarbca – kiedy mu to tłumaczyłem, pokazywałem jednocześnie wartości, o których mówiłem. Skoro już się spytał, no to mu porządnie wytłumaczę.
- I wyliczasz to wszystko sam? Takie duże wartości? – spytał z lekkim niedowierzaniem, mrużąc oczy, by dostrzec te liczby. I po co ja mu te okulary kupowałem?
- No... tak. Nikt jeszcze nie wynalazł przedmiotu, który wykonuje działania matematyczne sam. Zresztą, to nie jest nic trudnego, i dobrze robi na umysł – wyjaśniłem spokojnie, czekając, aż atrament zaschnie, bym mógł zamknąć księgę i uporządkować biurko. Teraz musiałem poświęcić czas Haru. Albo listom, które już trochę na przeczytanie czekają. I chyb bardziej skupię się na listach. Chciałbym mieć wszystko zrobione przed moimi urodzinami, by móc się cieszyć w spokoju czasem spędzonym z Haru.
- Więc po takich skomplikowanych obliczeniach należy ci się przerwa – odpowiedział, chwytając za moje dłonie. Chyba ktoś tu chciał mojej uwagi, a ja na to tak niezbyt miałem czas. Niestety. Troszkę musiałem się sprężyć z tymi rachunkami. No i jeszcze pozostaje kwestia babki. A razie jest cisza z jej strony, ale coś tak mi się wydaje, że to taka cisza przed burzą.
- Muszę jeszcze te listy przejrzeć – odparłem, zerkając na małą kupkę kopert. Pewnie połowa z tego to propozycje małżeństw, no ale gdzieś tam mogą się kryć jakieś wartościowe wiadomości. Albo pogróżki. – I to koniecznie, bo trochę już czekają. Gdybyś mi pomógł, szybciej miałbym wolne – zaproponowałem, patrząc na niego znacząco. Skoro chce mnie i mojej uwagi, wpierw musi mi pomóc, myślę, że to uczciwa wymiana.
- Ale ja nawet nie wiem, na co patrzeć.
- Dam ci połowę. Wszelkie propozycje małżeństw czy jakichś związków możesz od razu do ognia rzucić. A całą resztę oddaj mnie – wyjaśniłem, sięgając po pocztę. – Powodzenia. I pamiętaj o okularach – przypomniałem mu, podając jego część.
- Pamiętam, pamiętam – westchnął ciężko, z niechęcią się zabierając za pracę. Kiedyś twierdził, że nic nie robię, więc niech teraz z zobaczy, z czym się muszę męczyć. Chociaż, to i tak jedno z tych mniej męczących obowiązków.
Tak więc zabraliśmy się do pracy. Tak jak podejrzewałem, większość z nich to po prostu propozycje zjednoczenia niby to wielkich rodów, więc w kominku bardzo wesoło się paliło. Było kilka ciekawych propozycji współpracy, które odłożyłem na bok, by później przyjrzeć się nazwiskom czy nazwom tych organizacji, by znów nie wpakować się w nic związanego z handlem ludźmi.
- Jakiś Kaito Madea chce się z tobą spotkać – powiedział Haru, sprawdzając ostatni list. Jego słowa mnie mocno zaskoczyły. Odebrałem od niego list, chłonąc każde słowo. – Kto to jest w ogóle? – dopytał, przyglądając mi się z uwagą.
- Ktoś, na kogo punkcie byłem kiedyś troszkę... zafascynowany. Z perspektywy czasu już wiem, że była to okropna relacja, i chociaż czułem się okropnie, kiedy wyjechał, tak teraz uważam, że wyszło mi to na dobre. Nie sądziłem, że wróci – mruknąłem niezadowolony, gniotąc list i rzucając nim do kominka. Oddałem mu naprawdę wiele, starałem się robić wszystko, by mu się podpasować, a jemu i tak było za mało. Cóż, młody i głupi kiedyś byłem. Teraz w życiu nie odnowiłbym tego kontaktu, no ale też muszę przyznać, że troszkę mnie zaskoczyło, że wrócił. Może to jest ten kolejny ruch babki? Muszę o tym pamiętać. – No, to skoro teraz skończyliśmy, możemy zjeść obiad. I zająć się sobą – odparłem, wstając z krzesła tylko po to, by usiąść okrakiem na kolanach mojego partnera. – Bardzo zmęczony po pracy? – dopytałem, zarzucając ręce na jego kark, obdarzając go swoją niepodzielną uwagą.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz