poniedziałek, 5 lutego 2024

Od Mikleo CD Soreya

Nie miałem pojęcia czy imię mojego męża coś oznaczało, z resztą czy to było ważne? Niekoniecznie, najważniejsze, aby poczuł się lepiej i co ja z nim mam?
- Chodź do mnie, przytulę cię - Poprosiłem, zerkając na niego, czekając, aż położy się obok mnie, aby przytulić się do mnie. - Lepiej się czujesz? - Dopytałem, gdy tylko wtulił się w moje ciało, chowając głowę w moich ramionach.
- Przy tobie jest mi zawsze lepiej - Stwierdził, przyciągając mnie jeszcze bliżej, siebie o ile w ogóle się jeszcze dało być bliżej.
- Bardzo się cieszę, gdybyś jednak czegoś potrzebował, daj mi znać, pójdę i ci to przyniosę lub przygotuję, co trzeba - Zapewniłem go, głaszcząc delikatnie po włosach. Wiedząc, że przynosi mu to przyjemność.
- Nie potrzebuję niczego poza tobą - Zapewnił mnie, no i tyle byłoby z moich propozycji, aby mu pomóc w tym przeziębieniu, które bóg wie, z którego powodu się wzięło, a miałem przeczucie, aby nie wychodzić z nim na dwór, szkoda tylko, że się nie posłuchałem i w końcu zrobiłem to, co on chciał, aby sprawić mu przyjemność, która i mi w końcu się udzieliła.
- A co z dziećmi? Gdzie one są? - Dopytał, nagle przypominając sobie o naszych dzieciach, których w tej chwili nie było w domu i raczej jeszcze nie będzie.
- Dzieci są u cioci, pamiętasz? - Przypomniałem mu, zerkając na jego twarz, zastanawiając się skąd to pytanie, przecież dobrze wie, że przecież tam je zaprowadziłem.
- Tak pamiętam, ale nie o to pytam, pytam, dlaczego jeszcze nie ma ich z nami w domu?- No i wszystko stało się jasne, on po prostu się martwi, a ja mu nawet nie powiedziałem, że dzieci zostaną u cioci pod opieką, póki on nie dojdzie do siebie.
- Przepraszam, zapomniałem ci powiedzieć, pisałem list do kobiet, prosząc, aby przypilnowały dzieci do chwili, w której to ty nie dojdzie do siebie - Wytłumaczyłem, patrząc mu w oczy, uśmiechając się do niego łagodnie.
- Jak to? Przecież dzieci powinny być tu z nami - Stwierdził, zmartwiony wywołując u mnie ciężkie westchnięcie.
- Z nami? A co jeśli ich byś przeziębił? A jak bym się tobą zajmował, gdyby były z nami dzieci? Przecież nie byłbym w stanie leżeć przy tobie prawda? - Uświadomiłem go, z czym musiał się zgodzić, w końcu wie, że przy dzieciach tak szybko bym do niego nie wrócił.
- Masz rację - Zgodził się, ziewając cicho, a to oznaczało, że był zmęczony, no cóż, chory i zmęczony to szybkiej mi zaśnie.
- Idź już spać - Poprosiłem, na co kiwnął głową, nie narzekając, a to oznaczało, że był strasznie zmęczony.
Leżałem przy nim, przez cały czas głaszcząc go po głowie, aż nie zaśnie, a gdy tylko to zrobił, wstałem z łóżka, bardzo cicho rozpaliłem mu w kominku, porządnie go nakryłem kołdrą i kocem, musząc rozprostować kości, zajrzeć jak mają się zwierzaki, przygotować coś ciepłego do picia, tylko czy to miało sens? Sorey spał a ja nie byłem chętny na picie ciepłego, tak więc zajrzałem tylko do zwierzaków, postanawiając trochę w domu posprzątać, oby tylko mój mąż grzecznie spał, bo jak nie to faktycznie mogę mieć problem a żeby coś w domu zrobić.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz