czwartek, 29 lutego 2024

Od Mikleo CD Soreya

Przyznam, że czesanie włosów było dla mnie naprawdę przyjemne, zrelaksowało mnie to i dodało siły na odprowadzenie dzieci do szkoły i rozpoczęcie pierwszego dnia pracy.
- Dziękuję, od razu mi lepiej - Przyznałem, czując, że w tej chwili włosy już mi nie przeszkadzały.
- Nie ma za co owieczko, dla mnie to przyjemność, lubię twoje piękne i tak ładnie pachnące włosy - Wyznał, uśmiechając się do mnie ciepło, nim ucałował mój policzek, zwracając uwagę na córkę, która zdążyła już zjeść śniadanie, czekając na tatusia, który uczeszę jej ładnie włosy. - Tak sobie myślę, może odprowadzę je do szkoły, a ty w tym czasie pójdziesz do pracy - Przyznam, zaskoczył mnie tymi słowami. Ale nie dlatego, że nie wierzyłem w to, że byłby w stanie je odprowadzić tylko dlatego, że on nawet nie miał pojęcia, gdzie jest ta szkoła. A więc jak chciał odprowadzić maluchy? Było przecież wiadomo, że mimo szczerych chęci nie będzie w stanie tego zrobić.
- Skarbie a ty w ogóle wiesz, gdzie jest szkoła? - Zapodałem, mimo że doskonale wiedziałem, jaka jest odpowiedź.
- No w sumie to nie ale może jak mi powiesz jak pójść to dam radę i nie zgubie się dwadzieścia razy - Mój mąż powiedział, mi to, czego się właśnie spodziewałem, nie miał zielonego pojęcia jak pójść do szkoły i prawdopodobnie, zanim do niej dojdzie, zgubi się kilka razy, a to spowoduje, że dzieci spóźnią się na zajęcia, a tego byśmy nie chcieli.
- Sorey lepiej będzie, jak pójdziesz spać, ja odprowadzę dzieci do szkoły i pójdę do pracy, a później odbiorę je i wrócimy do domu - Wyjaśniłem, swój plan mając nadzieję, że nie będzie już drążyć tematu.
- A dlaczego ja nie mogę ich odprowadzić? - Zapytał, co przyznam, trochę mnie zaskoczyło, on tak serio czy tylko sobie ze mnie żartuję?
- Pytasz poważnie? - Dopytałem, nie do końca wierząc, że on mówi to naprawdę poważnie.
- Tak a co? - On był naprawdę poważny o mój panie.
- Nie masz pojęcia, gdzie jest szkoła to chyba jasne, że nie pozwolę ci odprowadzić, dzieci do szkoły nie chcąc, abyście się zgubili - Wyjaśniłem, dając mu tym samym znać, że nie chcę już na ten temat rozmawiać, a dyskusja nie ma najmniejszego sensu.
- No dobrze - Westchnął, nie do końca zadowolony. No ale cóż musiał się z tym pogodzić, następnym razem, gdy będzie okazja, pokażę mu, gdzie dzieci się uczą, a wtedy już będzie mógł na spokojnie sam odprowadzać je do szkoły lub chociaż odbierać je z niej, jeśli będzie taka potrzeba.
- Innym razem kotku - Zapewniłem, podchodząc do niego, aby złączyć nasze usta w delikatnym. - Dzieci idziemy, nie chcecie się przecież spóźnić na pierwszy dzień szkoły - Drugie zdanie skierowałem do naszych dzieci, które szybko wstały z krzeseł, idąc po swoje plecaki, w których było już wszystko przygotowane do szkoły.
Hana i Haru dość szybko przygotowali się do wyjścia, mając na sobie już buty i kurtki, czekając tylko na mnie, abym opuścić już dom, ruszając do szkoły.
- Do zobaczenia - Ostatni raz ucałowałem usta mężu, nim opuściliśmy z dzieciakami dom, ruszając one do szkoły a ja do pracy.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz