Ależ on musi narzekać, a po co to robi? Sam już nie wiem, ja chce, aby czuł się dobrze, a on mi tu narzeka, mam nadzieje, że gdy tylko Znajdziemy się w świątyni on poczuję się lepiej. A przecież o to mi chodzi, a gdy wrócimy do domu, pozwolę mu i samemu sobie odpocząć, jeden maksymalnie dwa dni, nim pójdziemy po nasze dzieci, które może jeszcze za nami nie tęsknią, ale wydaje mi się, że w końcu zaczną. A jeśli oni nie zaczną to i tak my zaczniemy, wracając po nich, gdy tylko będziemy na to gotowi.
- Oj daj spokój, już tak nie narzekaj, będzie fajnie, ty skorzystasz w cudownej świątyni, a ja troszeczkę odpocznę sobie na kocu. A gdy tylko wrócisz do mnie i wrócimy do domu to, jeśli będziesz chciał. Może oboje skorzystamy z tego, że nie ma naszych dzieci - Odpowiedziałem, uśmiechając się do niego zadziornie.
- Ja mam nadzieję, bo już teraz moglibyśmy z tego skorzystać, a nie iść do głupiej świątyni - Mruknął, rozkładając swoje skrzydła, ruszając za mną w drogę.
- Porozmawiamy o tym później. A jak na razie skup się na drodze - Poprosiłem, skupiając swoją uwagę na drodze, bardzo chcąc jak najszybciej dostać się do świątyni, niestety wiedziałem ja i on, że droga zajmie nam 2 dni, a więc cóż, będziemy musieli znaleźć jakąś jaskinię wieczorem, aby odpocząć, nim znów wyruszymy w drogę powrotną, a raczej w dalszą drogę do świątyni.
Mój mąż przez całą drogę trzymał się blisko mnie, bardzo dobrze się trzymając i bardzo dużo mówiąc, mój panie jak on dużo mówi, gdy był chory, był bardzo spokojny, cichy, trochę jak nie on, co faktycznie było nudne i takie do niego niepodobne. Jednak teraz gdy może mówić i mówi zdecydowanie zbyt dużo, to potrafi być męczące. Chociaż mimo wszystko wolę, abym mówił zbyt dużo i mówił cały czas, niż gdybym miał być chory i nie mówił nic. Co jak co ale uwielbiam, gdy jest zdrowy i gdy po prostu jest szczęśliwy. A szczęśliwy najbardziej jest, wtedy kiedy może mówić cały czas, no i kiedy może się przytulać, no i kiedy ma dzieci obok siebie, a więc jeśli tylko mogę to, wszystko to chcę mu zagwarantować.
- Kiedy już odpoczniemy? Ciemno jest i zimno się robi - Mruknął, niezadowolony zwracając tymi słowami moją uwagę.
- Zróbmy to już teraz, tam jest jaskinia - Zwróciłem na nią uwagę, powoli podchodząc do lądowania, zdejmując mu z pleców torbę, aby wyciągnąć z niego koce, jeden położyłem na ziemi, a drugi zarzuciłem mu na ramiona.
- Siadaja - Rzuciłem szybko, wychodząc z jaskini, aby nazbierać patyki, które przyniosłem już po chwili do jaskini, kładąc wszystko w wyznaczonym miejscu. - Proszę, podpalisz to? - Poprosiłem, zerkając na męża, który już po chwili rozpalił ogień, który był w stanie go rozgrzać.
- Przykro mi, ale nie mogę w inny sposób ci pomóc w rozgrzaniu się, koc i ogień muszą wystarczyć, ewentualnie mogę nazrywać trawę, którą położymy pod koc, aby zimno nie ciągnęło od ziemi - Zaproponowałem, nie mając innego genialnego pomysłu na to, aby go rozgrzać, to znaczy jest jeszcze jeden sposób na rozgrzanie, ale myślę, że teraz to nie najlepszy pomysł. Tym bardziej że w każdej chwili może poczuć się dużo gorzej.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz