Czekając grzecznie na kocu, rozglądałem się do koła w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia, co mógłbym zrobić, aby jakoś umilić sobie czas, samo siedzenie nie było aż tak interesujące, co prawda przyjemnie było posiedzieć i odpocząć nie martwiąc się o męża, który właśnie mam nadzieję, odpoczywa w świątyni ognia. Bo jeśli wyjdzie po kilku minutach, to złoję mu skórę i siłą z powrotem tam zaciągnę, choćby nawet sam miał odczuć ból gorąca, który tam bym zaznał.
Nie mając żadnego pomysłu, co ze sobą zrobić zamknąłem oczy, kładąc się na kocu, aby odpocząć, nie chcąc, a nawet nie mogąc nigdzie odejść, aby mój mąż nie zwariował lub nie dostał zawału, gdy wyjdzie ze świątyni, a mnie tu nie będzie, mimo że przecież obiecałem, że nigdzie się stąd nie ruszę.
Korzystając z ciszy i spokoju, nasłuchiwałem powrotu mojego męża, który prędzej czy później do mnie dołączy Oby później, bo jeśli będzie to zbyt wcześnie, to cała ta podróż nie będzie miała najmniejszego sensu.
- Miki śpisz? - Usłyszałem po może dwudziestu minutach od momentu jego wejścia do świątyni.
- Nie śpię, ale co ty tu robisz? Dlaczego nie jesteś jeszcze w świątyni? - Dopytałem, odwracając głowę w jego stronę, otwierając przy tym swoje oczy.
- Już mi wystarczy - Gdy mi to powiedział, chwyciłam jego dłoń, która nie była gorąca, a to oznaczało, że jeszcze dokładnie się nie wygrzał.
- Bardzo cię proszę. Przestań sprawiać kłopoty, wejdź do świątyni, posiedź tam godzinę, dwie może trzy i wróć do mnie, gdy będziesz gorący, ja naprawdę nie chcę po raz kolejny przechodzić z tobą tego całego przeziębienia i na siłę cię tu ciągnąć, zrób to raz a porządnie i wrócimy do domu - Poprosiłem, od razu dostrzegając niezadowolenie na jego twarzy, no cóż, nie po to straciliśmy dwa dni, aby się tu dostać, tylko po to, aby posiedział tam dwadzieścia minut i wrócił do domu, ma tam iść, wejść do środka posiedzieć tyle ile trzeba, tyle ile jego organizm potrzebuje i wrócić do mnie wtedy, kiedy będzie czuł się dobrze.
Mój mąż zrobił minę zbitego psa, ale w końcu poszedł grzecznie do świątyni i oby szybko nie wracał. Bo naprawdę nie chcę się na niego złościć, no i nie chcę się z nim kłócić.
Sorey na swoje szczęście długo już nie wracał. A to oznaczało, że wziął sobie do serca moje słowa i grzecznie siedzi tam tak długo, jak długo jego organizm tego od niego oczekuje. Mam nadzieję, że gdy już wróci, będzie gorący i znów będzie czuł się dobrze. Bo tylko tego najbardziej mi teraz dla niego potrzeba.
- Jestem już - Usłyszałem gdy na dworze robiło się już znacznie ciemniej, z czego akurat bardzo się cieszyłem, bo to oznaczało, że był naprawdę porządnie wygrzany.
- Cieszę się, jak się czujesz, jest już ci lepiej? - Zapytałem, otwierając oczy, podnosząc do siadu, przyglądając mu się z uwagą. Wyglądał bardzo dobrze, a jego ciało znów było gorące, co akurat mnie cieszyło, ale jeśli potrzebuje jeszcze wejść na chwilę do świątyni, ja nie mam nic przeciwko, aby spędził tam nawet całą noc. Jeśli to sprawi, że będzie czuł się jeszcze lepiej.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz