Zmobilizowany do tego, by pomóc mojemu mężowi, wstałem wyjątkowo wcześnie. Chciałem zrobić zakupy, nim wszyscy wstaną, chociaż nie do końca byłem pewien, czy dzieci nie staną wcześniej. Te ich godziny pobudki były takie dosyć... różne. Raz budziły się bardzo wcześnie, obdarzając tym samym nas wspaniałą pobudką z rana. Może kiedyś odwdzięczę im się tym samym? Ich reakcja akurat mogłaby być zabawna.
Nie myśląc nad tym dłużej skupiłem się na tym, by przygotować się do wyjścia i nie zapomnieć o liście. I pieniądzach. Tak, to były najważniejsze rzeczy. Jak bez nich bym zakupy zrobił? Nie wiedziałbym nawet, co kupić. Przeglądałem wczoraj listę, ale czy coś z tego pamiętam? No... Tak niekoniecznie. Chyba coś tam było o owocach. No i zwierzakom trzeba było kupić jedzenie, ale to wiedziałem, bo widziałem, że już taki rzeczy się kończą. No i Miki chce, bym zgodził się na propozycję Alishy i został królewskim posłannikiem. Przecież byłbym najgorszym królewskim posłannikiem w historii tego królestwa. Zapominałbym adresów tuż po tym, jakbym je usłyszał. Nie, nie, nie, dopiero, jak moja pamięć się poprawi, bo jak na razie to za odpowiedzialne zadanie.
Nie chciałem przypadkiem nikogo obudzić, dlatego zachowywałem się najciszej, jak tylko mogłem. Szybko się umyłem, szybko wypiłem kawę, a następnie wyszedłem, wraz z naszym kochanym psiakiem, o którego to troszkę się martwiłem. Wiem, że nic mu nie było, a przynajmniej nie było nic, na co moglibyśmy poradzić. Psiaczek po prostu miał swoje lata. Ciężko było mi dokładnie stwierdzić, jak długo jest na tym świecie, ponieważ nie wiedziałem, ile lat miał, kiedy się do mnie przypałętał, nie znam się na tym. Miałem jednak nadzieję, że jeszcze trochę z nami pobędzie. Przyzwyczaiłem się do tego psiaka. W końcu jest jedną z pierwszych istotek, która mnie na tym świecie powitała. Pożegnanie z nim będzie naprawdę trudne.
Zdziwiła mnie trochę, że lista była taka... krótka. Na pewno nie potrzebowaliśmy więcej rzeczy, niż owoce, warzywa, nasiona i jedzenia dla zwierząt? Co prawda, trochę tych warzyw sporo do kupienia było, no ale... gdzie jakieś słodkości dla dzieci i Miki'ego? Takie na czarną godzinę? Jak będę miał ręce wolne, to coś im wezmę.
Mimo, że Miki mówił, że jakby było mi za ciężko, to bym nic więcej nie brał, no ale nie chciałem go zwieść. Dlatego kupiłem wszystko, co było na liście, nie zważając na to, że przez ziemniaki było mi trochę ciężko. Dodatkowo też kupiłem jakieś czekolady, by moi najbliżsi mieli coś słodkiego do życia. I tak obładowany tym wszystkim wróciłem do domu, na szczęście niczego nie gubiąc.
– Jestem! – zawołałem, z ciężkim westchnięciem odkładając torby na podłogę. Tylko kilka rzeczy na liście, a jakie to to ciężkie było... Nie przyznam jednak tego przed Mikim, bo wyjdzie, że taki trochę słaby jestem.
– Witaj w domu – usłyszałem głos mojego męża, który już z kuchni kierował się do korytarza. – Kupiłeś wszystko?
– Wszystko z listy. Widzisz, mówiłem ci, że dam radę – wyszczerzyłem się do niego głupkowato, a następnie ucałowałem go w policzek. – Już ci zanoszę to do kuchni – dodałem, zerkając na zakupy. Jeszcze tylko raz je przeniosę, i nie będę już więcej musiał się z tym męczyć.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz