Delikatnie zmarszczyłem brwi na jego słowa. On chce robić pranie i rosół? Teraz, jak jest ciemno? Chyba, że do moich dziwnych objaw doszły także jakieś omamy wzrokowe. Ale nic takiego chyba nie mam, bo widzę mojego męża, i mój mąż jest przepiękny, zatem chyba dobrze jest ze mną. A to może Miki jest chory? I wydaje mu się, że jest jasno. A to wtedy bardzo niedobrze, bo gdybyśmy tak oboje byli chorzy, to wtedy może być z nami bardzo źle. Albo nie jest chory, widzi, że jest ciemno, tylko szuka jakiejś wymówki, by ode mnie odpocząć.
- Ale czemu chcesz gotować rosół wieczorem? Teraz to się spać powinno, nie gotować – burknąłem cicho, pusząc swoje poliki. Nie chcę, by szedł na dół, przecież wszystko było zrobione. Coś tam ostatnio sprzątał, zwierzakami się zajął, także więc mógł sobie pozwolić na odpoczynek.
- Tyle dzisiaj spałem, że mam teraz mnóstwo energii. I jakbym teraz wieczorem zrobił rosół, to rano mógłbym tylko podgrzać i takowym cię uraczyć – odpowiedział, gładząc mnie po policzku.
- Nie chcę zostać sam – bąknąłem cicho, dalej będąc oczywiście na „nie”. Ale jego słowa brzmiały logicznie, czemu więc byłem na nie? Chyba znów coś mi się tak zaczęło w głowie mieszać.
- Nie będziesz sam, będę przecież bardzo blisko ciebie. Połóż się, odpocznij, to wyziębienie bardzo źle na ciebie wpływa – odpowiedział spokojnie, swoją dłoń przenosząc na moje czoło. I nie wiem, jak on to zrobił, ale nagle jakoś tak senny się poczułem. I to tak bardzo senny. Starałem się walczyć z tym uczuciem, ale w końcu jednak się mu poddałem i nim się zorientowałem już spałem.
Obudziłem się kilka godzin później, podczas kiedy na zewnątrz panowała dalej ciemność, a jedynym źródłem światła w pokoju był rozpalony kominek, a tak właściwie już dogaszający. A mojego męża nigdzie nie było. Czemu mojego męża nigdzie nie było? Miał coś robić. Chyba zrobić rosół. I pranie. Jeszcze tego nie zrobił? To ja może mu pomogę? O tej godzinie on powinien leżeć obok mnie, a nie krzątać się na dole.
Zmartwiony nieobecnością Mikiego, a także kierowany zwyczajną ochotę przytulenia się do najcudowniejszej Owieczki na świecie, powoli podniosłem się z łóżka, a następnie powolutku skierowałem się na dół. Znaczy, chciałem się skierować na dół, na schody, ale kiedy wyszedłem na korytarz, uderzyła we mnie ciemność. Chciałem zapalić świeczki, ale moja moc jakoś tak nie chciała działać. Chyba dalej za bardzo jestem wychłodzony. Mimo, że troszkę się obawiałem schodzenia po schodach w takich ciemnościach, i w takim stanie, zrobiłem pierwszy krok, ale w tym samym momencie mój mąż wyszedł z łazienki, mocno zaskoczony moim widokiem. A ja w sumie jego. Dobrze, że w ogóle go dostrzegłem, bo jego sylwetka była dla mnie ledwo widoczna.
- A ty co tu robisz? – spytał, zamykając za sobą drzwi do łazienki.
- Szukam cię. Jest ciemno, a ciebie przy mnie nie ma – wyjaśniłem, opierając się o ścianę, by nie osunąć się na ziemię.
- Już wracam, miałem parę rzeczy do zrobienia. Chodź tutaj – odparł, podchodząc do mnie, by powolutku doprowadzić do łóżka. – Tak sobie myślałem, że jak rano nie poczujesz się lepiej, i dalej będzie ci zimno, to może odwiedzimy świątynię ognia? Troszkę byś się rozgrzał – zaproponował, na co pokręciłem głową.
- Nie chcę nigdzie idź, wystarczy, że troszkę z tobą pobędę i mi przejdzie – odpowiedziałem, pozwalając się usadzić na łóżku. Nie chciałem nigdzie iść, tam było zimno. I chodzenie jest męczące. A z Mikim jest mi dobrze, i tylko jego potrzebowałem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz