czwartek, 29 lutego 2024

Od Soreya CD Mikleo

 Martwiłem się o mojego męża, wyglądało na to, jakby nie spał całą noc. Albo przespał jakieś dwie godziny. Nieskromnie przyznam że teraz wyjątkowo wyglądałem lepiej niż on, a przecież oboje dobrze wiemy, że to Miki jest tym piękniejszym ode mnie. A skoro ja, po całej nocce noszenia ciężkich skrzyń z góry na dół wyglądałem lepiej, niż mój przepiękny mąż, to chyba był znak, że Mikleo powinien zostać w domu. Co prawda, zarobimy wtedy nieco mniej, no ale nic złego się nie stanie, jeżeli tak zrobimy. Nie no, zdarzy się, zawiedziemy Alishę, przecież czeka na mojego męża, ale może jak zobaczy, w jakim jest stanie, wypuści go wcześniej z pracy? Jeszcze przez swoje zmęczenie i rozdrażnienie łatwo może popełnić błąd, a błędy w takiej poważnej pracy nie powinny się zdarzać. Dlatego nie chciałem się zgadzać na pracę jako posłannika królewskiego, bo ja z moją głupotą bym popełniał błędy cały czas. 
- Jesteś pewien, że dasz radę dzisiaj pracować? – spytałem zmartwiony, podchodząc do niego. Czemu nie spał w nocy? Stało się coś, poza tym, że dzieci nie mogły spać? Przecież nie pracuję w żadnej niebezpiecznej pracy. Tak mi się wydaje. Czysto teoretycznie, zawsze grozi mi jakieś niebezpieczeństwo, bo w każdej chwili mogę się potknąć i sobie tę swoją głupią twarz rozwalić, no ale na to już nie poradzę. Na całe szczęście tak się jeszcze nie wydarzyło, więc wychodzi na to, że nie jestem aż taką niemotą. 
- Nie mam wyjścia, już się umówiłem z Alishą, więc teraz nieładnie byłoby z mojej strony się tam teraz nie pojawić – wyznał, siadając przy stole z ciężkim westchnięciem. To będzie dla niego bardzo ciężki dzień. I dla mnie też, bo teraz nie wiem, czy ja dam radę zasnąć, kiedy będę wiedział, że mój mąż tak źle się czuje. 
- Też niemądrze jest w takim stanie pracować. To odpowiedzialna praca, wymagająca koncentracji – kontynuowałem, popijając kawę, by jakoś przetrwać kolejną godzinę, bo tylko tyle mnie dzieliło od łóżka. W teorii. A czy dzisiaj zasnę, tego nie wiem. 
- Dam sobie radę – trzymał przy swoim, ewidentnie to siląc się na uśmiech. Po tym to ja zdecydowanie nie zasnę teraz, zamartwiając się tam o niego. 
- Tato? A mnie uczeszesz ładnie? – poprosiła ładnie Hana, patrząc na mnie tymi swoimi wielkimi oczami. My mamy takie duże oczy? Nie wiem, jak na siebie patrzę w lustrze, to raczej moje oczy mi się wydawały całkiem normalnego rozmiaru. Mikleo... Miki ma w sumie całkiem duże oczy. Hana więc musiała to odziedziczyć po nim, ale to dobrze. Duże oczy są piękne, bo wtedy jeszcze lepiej widać te cudowne tęczówki. 
- Oczywiście, księżniczko. Może zaplotę ci dwa warkoczyki, co ty na to? – zaproponowałem, na co pokiwała radośnie głową. – A mojej Owieczce też mam uczesać włosy? – dopytałem, podchodząc do mojego męża i całując go w czubek głowy. 
- Czymś szybkim i wygodnym bym nie pogardził – przyznał, na co uśmiechnąłem się szeroko. 
- Więc Hana, zjedz ładnie śniadanie, a ja przez ten czas uczeszę mamę – poprosiłem, uśmiechając się do moich najbliższych, a następnie poszedłem do korytarza po różnorakie akcesoria do włosów i oczywiście grzebień. Mikleo chyba zrobię po prostu zwykłego koka, wysoko upiętego, by było mu wygodnie i nic mu podczas pracy nie przeszkadzało. O ile faktycznie będzie pracować. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz