Czułem się naprawdę paskudnie. I to dawno, ale to naprawdę dawno się nie czułem aż tak źle, co trochę mnie zaskakiwało. Myślałem, że się uodporniłem na zimno, a już chociaż na ten chłód letni, który to ma miejsce z rana, i wieczorem. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem chorowałem. Znaczy, może to nie jest choroba? Może to po prostu takie lekkie wyziębienie. Skoro tak długo nie byłem chory, no to czemu teraz miałbym być? I to jeszcze w lato? Gdyby to była zima, w zupełności bym to zrozumiał.
- Bo nie chcę, żebyś odchodził. Chcę, żebyś był przy mnie – wymamrotałem, czując wielką potrzebę przytulenia się do niego. I tak trochę nad nim nie panowałem. Po prostu bardzo chciałem przy nim być. I mocno wtulać się w jego ciało cały, cały czas.
- Przecież jestem obok. Nie pójdę daleko – odpowiedział spokojnie, gładząc mnie po włosach. Jakie to było przyjemne. I miłe. Mógłby to robić cały czas. – A tobie taka kąpiel się naprawdę przyda. Rozgrzałbyś się trochę. Poczułbyś się lepiej.
- Z tobą też się czuję lepiej – bąknąłem cichutko, dalej nie puszczając jego ręki.
- A może umyjemy się razem? Wtedy będziesz ze mną, i będziesz w ciepłej wodzie, i będziesz się czuł cudownie – dalej próbował mnie przekonać do swojej racji. Ale jak to ujął w ten sposób... mógłbym się na to zgodzić. To brzmiało bardzo fajnie. Ale wtedy musiałbym go puścić... a ja go nie chcę puszczać. No ale muszę to zrobić, jeżeli chcę kąpieli. Ale czy naprawdę chcę tej kąpieli? Bardziej wolałbym mieć Mikleo już teraz przy sobie, niż poczekać chwilę na niego i później mieć i jego, i kąpiel.
- Nie chcę być sam – burknąłem jak małe dziecko. I jak to teraz powiedziałem na głos, to zdałem sobie sprawę, że jestem naprawdę okropny. I że tego nie kontroluję. Może jednak jest jakieś prawdopodobieństwo, że jestem chory...? Bo tylko wtedy zachowuję się tak okropnie jak dziecko. No ale jak też jestem chory, to nie jestem tego świadom, tylko zdaję sobie z tego sprawę dopiero, jak już jest po wszystkim. To może jednak to takie lekkie przeziębienie.
- Oj, Sorey... – zaczął Miki, siadając obok, by mnie przytulić. – Zajmie mi to tylko chwilkę. Przygotuję ci cieplutką kąpiel i już po ciebie wracam – obiecał, na co znów zacząłem się wahać.
- Ale będziesz zaraz? – dopytałem, patrząc na niego szczenięcymi oczkami.
- Oczywiście. Widzimy się za momencik – dodał, całując mnie w czoło, a ja niestety musiałem go puścić. I czekać, aż wróci.
I o mój Boże, jak to strasznie długo trwało. Przynajmniej w moim odczuciu. Każda sekunda bez niego była dla mnie istną, psychiczną torturą. I mimo, że jeszcze ostatkiem świadomości starałem się jakoś ogarnąć, bo przecież to była czysta głupota, nic się przecież nie dzieje, Miki jest w pomieszczeniu obok, ale chyba powoli przegrywałem walkę ze samym sobą. Jakim cudem mnie tak wychłodziło, skoro dzisiaj nie było jakoś bardzo źle...? Powinienem sobie już wyrobić jakąś tę odporność, trochę lat tu żyję, ostatnią zimę nawet całkiem nieźle zniosłem, a pokonał mnie jakiś letni wieczór z Mikim...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz