Propozycja mojego męża trochę mnie zaskoczyła. Czy Mikleo po pracy nie kąpał się zawsze po pracy w zimnej wodzie? W ten sposób się odstresowywał po pracy, co miało dużo sensu, bo przecież lubił chłód, którego ja nie cierpiałem i po wczorajszym dniu miałem go serdecznie dość. Miałem dość chłodu, a mimo to pracowałem na zewnątrz, w chłodzie. Dostrzegam tutaj pewną niespójność w mojej logice, ale to chyba nie powinno nikogo dziwić. Ja głupi jestem na wielu płaszczyznach, nadal nie do końca wiem, co takiego Mikleo we mnie dostrzegł; w końcu on jest taki mądry i kochany, a ja beznadziejnie głupi. Niby przeciwieństwa się przyciągają, ale aż tak duże? To wtedy tak do końca sensu nie miało, kiedy przepaść aż tak duża jest.
- A to na pewno dobry pomysł? Po pracy pewnie jesteś zmęczony po pracy i chciałbyś odpocząć w chłodnej wodzie, bo w takiej gorącej... – zacząłem, przejmując się stanem zdrowia mojego męża.
Wczoraj strasznie go zaniedbałem i dzisiaj muszę to nadrobić. I to tak srogo nadrobić. Tylko co miałby zrobić, by mu to wynagrodzić...? Normalnie to przyniósłbym mu kwiatu. Ale skąd ja mu kwiaty o tej porze roku wytrzasnę? No znikąd, nawet mu nie wyczaruję, bo jak to miałbym niby zrobić? Miki mógłby wyczarować jakieś kwiaty z lodu, czy coś, a ja? Ten ogień to nie jest takim fajnym żywiołem. Czemu musiał mi przypaść właśnie ten żywioł? Wolałbym wodę. Wtedy Miki i ja mielibyśmy więcej wspólnego. On nie musiałby się męczyć z powodu mojego ciepła, ja nie musiałbym się męczyć z powodu jego zimna i wszyscy byliby szczęśliwi.
- Chcę teraz wykąpać się w gorącej wodzie z moim mężem. Jakbyś nie zauważył, to już nawet się rozebrałem, dlatego bardzo proszę, abyś też to zrobił – powiedział, wchodząc już do wody. No i co ja mam z nim zrobić? Chcę dla niego dobrze, i dlatego w nocy zgasiłem ogień w kominku, by nie było mu gorąco. Chyba Miki nie zauważył, że ogień nie ugasił się sam z siebie, bo drewno nie zostało spalone... albo zauważył i nic nie powiedział.
Z lekką niechęcią i zwątpieniem ściągnąłem z siebie ubrania, odkładając je gdzieś na bok i dopiero wtedy wszedłem do balii. Jaka ta woda cieplutka była... nie sądziłem, że tak przemarzłem na tym dworze. Jak się na czymś skupiam, to chyba nie jest aż tak źle. Chociaż, teraz też aż tak zimno nie jest i za miesiąc, dwa będzie gorzej, no ale do tego czasu może nie zachoruję. Wtuliłem się mocno w drobne ciałko Mikleo, ciesząc się jego obecnością i bliskością. Dzisiaj jednak już mnie nie grzał tak bardzo, jak wczoraj. Wczoraj nie czułem żadnego innego ciepła poza tym jego, dzisiaj już bardziej grzeje mnie woda. A szkoda. To było całkiem przyjemne doświadczenie było.
- Miki? – zacząłem cicho, kładąc brodę na jego ramieniu.
- Hmm?
- Jak się nauczyć uzdrawiać? – poruszyłem sprawę, która mnie tak trochę martwiła.
- Nie musisz się tego uczyć. Kiedy przyjdzie co do czego, będzie to dla ciebie zupełnie naturalne – wyjaśnił spokojnie, na co powoli pokiwałem głową.
Kiedy przyjdzie co do czego... czyli muszę ćwiczyć na ranach takich prawdziwych. Ale skąd ja wezmę takie prawdziwe rany? Nie mogę skrzywdzić innych, ale mógłbym skrzywdzić siebie. I na sobie ćwiczyć. Ja to jednak jestem genialny. Oczywiście nie będę sobie od razu kości łamał, masochistą to ja nie jestem, no ale takie mniejsze, i takie, by wyglądały na wypadek... jak chociażby takie niewinne zacięcie... bo gdyby mi się nie udało, będę miał wymówkę przed Mikim. Ja to jednak czasem wpadam na bardzo mądre pomysły. Wręcz genialne. A Mikiemu o tym lepiej nie wspominać, bo się będzie martwił niepotrzebnie.
- Kocham cię – powiedziałem, całując go w policzek. Miki też jest genialny. Bo gdyby nie Miki, to ja bym nie wpadł na mój genialny pomysł.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz