Czyli moje przypuszczenia okazały się słuszne, Miki jak zwykle przesadził, strasząc mnie przy tym okropnie, no ale koniec takich rzeczy. Jeżeli wykorzystanie jego mocy nie będzie niezbędne, to nie będzie z nich korzystał, koniec tego dobrego. Jak ktoś ma zadrapanie, skaleczenie, czy inne takie błahe rzeczy, to będzie usiało się samo zagoić. Albo będzie takie osoby przysyłał o mnie, w końcu po coś do tej pracy przyszedłem. Co prawda, moje mierne leczenie tej sprawy nie ułatwi, ale coś czułem, że pod wpływem takiej stresującej sytuacji jakoś dam sobie radę. Nie będę miał wyjścia, bo jeżeli mi się nie uda, to jeszcze Miki będzie musiał interweniować, a tego przecież będę chciał uniknąć.
- Od tej pory koniec z leczeniem błahych ran – dodałem, chcąc od razu przedstawić całą sprawę jasno.
- Ale ja nie mogę nie pomagać ludziom... – postawił mi się, ale brzmiał tak słabo i niepewnie, że niezbyt się tym przejąłem.
- Pomagasz im tak, że później tracisz przytomność i wymiotujesz, a co dostajesz w zamian? Krzyki i pretensje, że nie potrafisz leczyć i nie jesteś bożym wysłannikiem? Poza tym, możesz im pomagać bez korzystania swoich mocy. A moce wykorzystuj na takie sytuacje, jak ta wczoraj – wyjaśniłem, cały czas będąc podburzony i mocno zdenerwowany. Czemu on się musi katować na własne życzenie? On to lubi, czy co?
- Nie denerwuj się, musisz uważać na serce – powiedział, co mnie mocno zaskoczyło. A co złego dzieje się z moim sercem? Znowu mu się coś pokręciło? Mam nadzieję, że znów nie będzie majaczyć, jak to robił w nocy. Nie było to najmilsze doświadczenie w moim życiu. – Przepraszam pokręciło mi się trochę – dodał po chwili, kiedy zdał sobie radę, co powiedział. No chociaż tyle dobrego, że się sam zorientował.
- Nie pierwszy raz tego dnia – odparłem, cicho wzdychając.
- Sorey... zimno mi – powiedział, co mnie zaniepokoiło. To jemu może być zimno? Nie sądziłem, że to w ogóle możliwe. Chyba, że mówił mi o tym ze względu na mnie, bo teraz miałem ochotę na dostanie się do jakiejś świątyni ognia czy wulkanu i po prostu zanurzenie się w jakiejś lawie.
- Nadal jesteś gorący. Jesteś pewien, że ci zimno? – dopytałem, kiedy sprawdziłem temperaturę jego ciała. Miki pokiwał głową, a ja chyba musiałem mu uwierzyć. – Zamknąć okno?
- Poproszę – potwierdził, a ja wykonałem jego prośbę z pewną ulgą. Jeszcze przez bardzo długi czas będzie tutaj zimno, no ale z każdą chwilą będzie się tutaj robić cieplej.
- Może przygotować ci coś ciepłego do picia? Gorącą czekoladę na przykład? – zapytałem, oczywiście cały czas musząc się o niego martwić.
- Nie mam ochoty na nic słodkiego – przyznał, na co kiwnąłem głową.
- Więc przyniosę ci gorzkiej herbaty – zaproponowałem, na chwilę do niego pochodząc, by pocałować go z rozgrzany policzek.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Mimo tego, że już troszeczkę zaczęły mi dłonie drętwieć, przygotowałem mojej biednej Owieczce właśnie gorącą herbatę, w międzyczasie oczywiście jeszcze zajmując się naszymi zwierzakami. Ale bym teraz z chęcią rozpalił w kominku...niestety, nie mogę tego zrobić, bo jeszcze Mikleo poczuje się gorzej pomimo tego, że jest mu zimno. Swoją drogą, już teraz samo to, że jest mu zimno, jest dla mnie niepokojące. Chociaż, może jak teraz tak fatalnie się czuje, to potem już nie będzie tak szastał swoimi mocami.
- Proszę, Owieczko – powiedziałem, kładąc kubek z parującą cieczą na szafce.
- A położysz się obok mnie? – zapytał z nadzieją, robiąc minkę smutnego kotka, a ja nie mogłem mu powiedzieć nie. Zająłem miejsce obok niego, a Miki jak to Miki, od razu się wtulił w moje ciało.
- Jeszcze ci czegoś potrzeba? – spytałem, gładząc go po włosach. Nie wiem, czego mógłby chcieć, ale postaram się dać mu wszystko, czego tylko będzie chciał.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz