To trochę sensu miało, muszę mu to przyznać, no ale z drugiej strony, jeżeli wcześniej zaczniemy, tym szybciej Miki zajdzie w ciążę i szybciej na tym świecie pojawi się nasza mała kruszynka. Chyba za bardzo się nakręcam, no ale jak ja mam się nie nakręcać, skoro tego właśnie dziecka pragnę? Teraz postaram się być dla niego lepszym ojcem niż byłem dla naszych już starszych dzieci. Znaczy się, nie wiem, czy byłem jakiś taki bardzo zły, bo Miki i dzieci zgodnie twierdzili, że byłem całkiem dobrym ojcem. I to mnie czysto teoretycznie powinno uspokajać, bo jednak moja rodzina jest raczej ze mną szczera, no ale kiedy tak bardziej się zastanawiałem nad tą sprawą, to coś w środku podpowiadało, że właśnie tym najlepszym ojcem nie byłem. Tylko nie wiem, czy byłem zły, bo po prostu byłem tak fatalnym ojcem, czy może byłem dla siebie za surowy. Miki czasem twierdził, że czasem za wiele od siebie wymagałem, więc ta teoria miała sens. Czy to wszystko było w mojej głowie, czy też faktycznie byłem taki zły, teraz to i tak nie będzie miało większego znaczenia, bo będę się starać, by być jak najlepszy. I to nie tylko najlepszym ojcem, ale i mężem. Nie pozwolę, aby Mikleo musiał się przepracowywać, nawet w zimę. Choćbym miałam zamarznąć wtedy na śmierć, to i tak będę robił wszystko, by go jak najbardziej odciążyć. Jeszcze kilka dni temu obiecałem mu, że jedyne, co będzie musiał robić po urodzeniu dziecka, to je karmić, bo tego nie będę w stanie zrobić. No i też będzie musiał udzielić mi kilku wskazówek, i nauk, jak się opiekować takim maleństwem, no ale to może zrobić przed porodem. A ja się szybko nauczę. Jestem pojętnym uczniem. Chyba. Nie no, chyba bym sobie poradził z małym dzieckiem, w końcu co może być w tym trudnego. Trochę będę polegał na intuicji. Do tej pory prowadziła mnie dobrze przez życie.
- Jeśli tego chcesz, chociaż ja bym tak czasu nie marnował – powiedziałem, rysując szlaczki na jego nagim ramieniu, które swoją drogą było już zimne, a nie tak fajnie ciepłe jak w zimę. W zimę było tak cudownie ciepłe, i milutkie, i mięciutkie... znaczy się, teraz też jest milutkie i mięciutkie. Nie jest tylko ciepłe. I przez to nie jest aż tak milutkie, jak wtedy. Ale cały czas jest mięciutkie... co jest trochę dziwne, bo przecież Miki nie jest aż taki pulchny. On w ogóle nie jest pulchny, a mimo to jest taki mięciutki.
- Musisz nauczyć się cierpliwości. Przy dziecku to jest bardzo przydatna cecha – powiedział lekko rozbawiony, wtulając się w moje ciało.
- Ja cierpliwy bardzo jestem. W przeciwieństwie do ciebie – bąknąłem, pusząc gniewnie poliki.
- Oczywiście, kaczuszko – odparł rozbawiony, całując mnie w czubek nosa. A on znów z tą kaczką, czego nie rozumiałem i czego chyba nigdy nie zrozumiem. I nie ma chyba sensu pytać się go o to, ponieważ Mikleo tak mi to wytłumaczy, że ja i tak nic nie zrozumiem. Ja go nazywam Owieczką, on mnie kaczką i niech już tak będzie. Póki to nie jest obraza, to jakoś to przeżyję. Znaczy się, mam nadzieję, że to nie jest obraza.
- Może ci coś przygotować? Coś do picia, jedzenia? A może pójdziemy nad jezioro? Znaczy się, ja będę nad jeziorem, ty pewnie wejdziesz do niego – zaproponowałem, strasznie chcąc mu sprawić jakąś taką małą przyjemność. Może to będzie dopiero od jutra, no ale już teraz muszę dbać o moją Owieczkę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz