Po tym, jak mi to opowiedział, od razu go przytuliłem mocno do siebie, gładząc go po włosach. Mikleo jakby przez moment wahał się, czy także mnie objąć, no ale po chwili tego gadania się przełamał i również wtulił się w moje ciało. Moje biedne maleństwo... robi tam najwięcej z nich wszystkich, i najwięcej mu się obrywa. Ludzie tam na niego nie zasługują, i chodzi mi tutaj zarówno o pracowników, jak i pacjentów. Domyślam się, że nie wszyscy tacy są i zdarzają się w tej pracy miłe sytuacje, ale zdarzają się one za rzadko. A skąd to wiem? Ponieważ bardzo rzadko Miki wraca z pracy. Najczęściej jest zmęczony, często jest smutny czy też przygnębiony, ale bardzo rzadko zadowolony. Martwiło mnie to bardzo. Jak taka praca może mu sprawiać przyjemność? I jak Misaki może znosić taką pracę? I jak Misaki ją znosi? Chociaż, na Misaki może nie ma takiej presji, bo przecież nie jest w pełni aniołem. Jeżeli jest mądrą dziewczynką, to nie chwaliła się swoimi mocami i teraz wiedzą o tym tylko nieliczni. Ale ona jest mądra po mamie, więc na pewno tak zrobiła. Miki już sobie na ten luksus nie mógł pozwolić.
- To nie twoja wina, Owieczko – powiedziałem cicho, dalej gładząc go plecach i włosach. Swoją drogą, był taki cieplutki... to chyba niedobrze świadczy albo o mnie, albo o nim. Chyba o mnie, bo zimno mi jeszcze było, ale w tym momencie bardziej niż na sobie skupiłem się na Mikleo, bo on w tej chwili potrzebował, a ja przecież nie umrę od zimna, a już przynajmniej nie takiego zimna. – Nie da się uratować każdego, a i tak jestem pewien, że bardzo się starałeś.
- Wiem, ale ludzie chyba tego nie wiedzą. Czasem mnie proszą, by wskrzesił ich bliskich, a kiedy mówię im, że nie jestem w stanie, to twierdzą, że jestem samolubny. I że co to ze mnie za anioł.
Te słowa mnie trochę przeraziły. Czemu ktokolwiek miałby sądzić, że on przywrócił mnie do życia? I to dopiero po dziesięciu latach? Gdyby mógł, ożywiłby mnie zaraz. Ktoś musi w końcu ich wszystkich uświadomić, że to nie Miki mnie przywrócił do życia, tylko ja sam uciekłem, bo jestem upartym osłem i nie mogłem go zostawić samego na tym brzydkim świecie. Jedyne, co można zarzucić Mikleo w tej sprawie, to to, że za bardzo za mną tęsknił. Gdyby tak nie tęsknił i nie rozmawiał „ze mną” prawie że każdego dnia po mojej śmierci, możliwe, że bym został w niebie. Ale skąd ja o tym wiem? To się pojawiło w mojej głowie, tak, jakbym wiedział o tym od dawna. Chyba troszkę mi pamięć wraca.
- Myślisz, że dostałbym pracę w szpitalu, tam z tobą? – spytałem, wpadając na całkiem dobry pomysł.
- Chcesz pracować w szpitalu? Twoje moce leczenia nie są jakoś szczególnie wybitne... – zaczął, chyba trochę mnie nie rozumiejąc.
- A ludzie w ogóle ich nie mają i pracują jako medycy. Zresztą, nie chcę pracować jako medyk, a bardziej jako pielęgniarz. Masz rację, nie mam pojęcia, jak leczyć ludzi, ale je opatrywać, opiekować się nimi... to chyba potrafię. Poza tym, w tym szpitalu brakuje jakiegoś seksownego pielęgniarza, nie sądzisz? – zaproponowałem żartobliwie, szczerząc się głupkowato, by trochę mu poprawić humor. Właściwie, to nie chodziło mi o samą pracę, a o to, by mieć oko na Mikleo. I by tłumaczyć ludziom, że to nie wina Mikleo i że jest on najcudowniejszym aniołem, jaki się mógł przytrafić tej ziemi.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz