Wzruszony przez nadmierną ilość hormonów potrzebowałem jeszcze chwili, ale przestać płakać i zacząć jeść budyń, który bardzo mi smakował. Nie do wiary, że tak bardzo mi coś smakuje, coś, czego nigdy nawet bym nie zjadł.
- Pyszne - Wyznałem, gdy tylko zjadłem swój posiłek, całując go w policzek, uśmiechając się do niego ciepło.
- Bardzo się cieszę, że Ci smakowało, posprzątam teraz po jedzeniu, a ty zastanów się, co chcesz zjeść na obiad - Na to pytanie zastanowiłem się chwilę, analizując, co bym zjadł, a po czym może nie będę wymiotował. No właśnie, to może być trudne, w ciąży z Misaki jazdę jedzenie było dla mnie nie do przełknięcia poza owsianką, z Merlinem miałem smaczki na wszystko to, co nigdy nie powinno być jedzone a teraz? Teraz sam już tego nie wiem.
- Zjadłbym rybę - Odparłem nagle, mając ochotę na ryby różnego rodzaju, w sumie nawet zupą rybną bym nie pogardził.
- Rybę? Jaką rybę? - Podpytał, przyglądając się mi uważnie.
- Obojętnie jaką - Przyznałem, a widząc jego minę, przyglądałem się mu uważnie, zastanawiając się, co teraz powie.
- Tylko wiesz, ja nie umiem przygotować ryby, a nie chcę cię ani naszych maleństw otruć - Gdy to mówił, kiwnąłem delikatnie głową, od razu wiedząc, że w tej sprawie akurat będę musiał mu pomóc, a on nie będzie mógł powiedzieć nie.
- W takim razie ci pomogę - odpowiedziałem mu, co wywołało delikatną niechęć, która od razy zmieniła się na jego twarzy.
- Nie podoba mi się to ani trochę, przecież mówiłem ci, że masz odpoczywać - Powiedział, co wywołało ciche westchnięcie z mojej strony.
- W porządku mogę odpoczywać, ale chcę rybę - Powiedziałem hardo, chcąc rybę, nieważne jak ją zrobi, chce rybę, dlatego właśnie chyba lepiej, abym to ja mu w niej pomógł niż gdyby miało stać się to, czego najbardziej się obawia.
- Dobrze, już dobrze, zrobię ci tę rybę, tylko proszę, teraz idź odpocznij - Poprosił, a ja cóż niby nie chciałem, ale posłusznie poszedłem się położyć przynajmniej na chwilę, aby rozprostować nogi.
Leżałem w łóżku, tak długo, jak mój mąż długo był w domu, bo gdy tylko wyszedł, ja wstałem z łóżka, idąc się przejść, krótki spacer po ogrodzie był naprawdę przyjemny, męczący, aby przyjemny, świeże powietrze było mi potrzebne jak jeszcze nigdy dotąd.
Pobawiłem się z psiakiem, który chętnie gonił za patykiem, przynoszą mi go pod nogi, chcąc abym znów mu go rzucił.
- Miki, co ty robisz? - Zawołał Sorey, który wrócił do domu, czego nie zauważyłem, bawiąc się z kochanym psiakiem.
- Bawię się z psem - Odpowiedziałem, nie rozumiejąc jego zaskoczenia, a nawet zdziwienia tym, że bawię się z psem, przecież nic złego nie robię.
- Miałeś leżeć w łóżku - Powiedział, podchodząc do mnie, od razu chcąc, abym wrócił do domu.
- Nie, Sorey nie jestem chory, nie będę cały dzień leżeć w łóżku - Mruknąłem, rzucając psiakowi patyk, nie mając zamiaru wracać do domu, jeszcze było mi za mało ruchu.
- No dobrze, w takim razie sam zrobię obiad - Słysząc jego słowa, od razy ruszyłem za mężem, chcąc z nim zrobić obiad.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz