piątek, 7 lipca 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Naprawdę Miki sądził, że ja grzecznie wrócę do łóżka, kiedy jego w nim nie ma? Niedoczekanie jego. Mimo, że już troszkę nauczyłem się spać bez niego u boku, bo tak jakby nie miałem za bardzo wyjścia, to teraz nie zasnę. Wcześniej mogłem sobie spokojnie spać, ponieważ miałem sto procent pewności, że Mikleo jest bezpieczny na górze w chłodnym pokoju. A teraz wychodził on na zewnątrz, gdzie grozi mu niebezpieczeństwo., musiałem go odprowadzić, nawet jeżeli tam na dworze zimno i chyba mżawka padała... niezależnie, co się tam działo, ja go odprowadzę. Zbiorę się w sobie i go odprowadzę. Moim obowiązkiem było opiekowanie się nim, a takie odprowadzenie go do pracy to też jest taka forma opieki. 
- Bez ciebie to ja nie chcę. Poza tym, muszę cię odprowadzić – powiedziałem, chcąc iść w jego ślady i także założyć buty. Mikleo mi jednak nie pozwolił na to, zabierając mi moje wspaniałe buciki tuż sprzed nosa. 
- Pada i jest chłodna, a ty chcesz wyjść na dwór? Pamiętasz, jak to się dla ciebie ostatnim razem skończyło? – spytałem, patrząc na mnie krytycznym wzrokiem. Nie lubiłem, kiedy parzył na mnie tym wzrokiem, ponieważ dawał mi tym samym znać, że robię coś złego, a ja przecież nie robiłem niczego złego. Co złego jest w tym, że chcę go odprowadzić? No nic. Tylko on jakimś cudem dostrzega w tym coś złego.
- Ostatnim razem padało bardzo mocno, wystarczyło kilka sekund by zostać przemoczony do suchej nitki. Teraz to praktycznie tego deszczu nie ma. No i muszę cię odprowadzić do pracy. Nie będę spokojny, dopóki nie będę pewien, że jesteś bezpieczny – wyjaśniłem mając nadzieję, że to zrozumie i odda mi moje buty. 
- A ja nie będę spokojny, jeżeli zachorujesz. Wracaj na górę, słońce, i wypocznij – poprosił, co mi się nie spodobało. 
- Ale ja nie chcę. Co ja mam tyle czasu sam robić? – spytałem, pusząc swoje poliki. 
- Możesz na przykład w końcu odpocząć. No już, zmykaj na górę. Kiedy następnym razem tworzysz oczy, będę tuż obok – powiedział, podchodząc do mnie, by szybko ucałować w usta. To był zdecydowanie za króciutki pocałunek, chciałem czegoś więcej, zwłaszcza, że po dniu wczorajszym miałem niedosyt Mikleo. I że tak dzisiaj od razu do pracy... – I ani mi się waż dzisiaj wychodzić z domu. To nie jest pogoda dla ciebie, słoneczko – dodał ostrzegawczo, a ja już wiedziałem, że dzisiaj to ja nic nie zrobię. A to nie dobrze, miałem pracy szukać, coś porobić... chociaż, czy jest sens, skoro już się robi zimno? Przecież ja co chwila będę chorować. Cudownie, czyli wychodzi na to, że do niczego się przez najbliższe tygodnie nie będę nadawał. Chyba, że do robót w domu, no ale sprzątać codziennie nie trzeba. Więcej rzeczy jest do zrobienia tam na dworze. Trzeba zając się grabieniem liści, rąbaniem drewna, no i po prostu pracą. 
Miki wyszedł do pracy, a ja wielce z tego faktu niezadowolony, wróciłem na górę i zakopałem się pod kołdrą. Rozpalony kominek w nocy wiele ciepła dawał, ale teraz już się nie paliło i było zimno. Powinienem wyjść po drewno, ale czy mi się chciało...? Nie do końca. Nie teraz, jak już do łóżka wszedłem. Oby Miki faktycznie wrócił, nim otworzę oczy, bo już strasznie za nim tęsknię. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz