piątek, 14 lipca 2023

Od Soreya CD Mikleo

 Nauka leczenia szła i bardzo... średnio. Raz szło mi lepiej, raz nie szło mi w ogóle, a raz szło mi troszkę tak, troszkę nie. I to mnie niepokoiło. Miki na pewno był pewien, że ja potrafię leczyć złamania? Lailah może by i potrafiła, bo Lailah jest mądra, i na pewno ma znacznie więcej doświadczenia ode mnie, więc ona by pewnie machnęła ręką i cały oddział wyleczyła. A ja? Ja nawet u siebie malutkiego zacięcia czasem wyleczyć nie potrafiłem. Mikleo czasem zauważał u mnie te zacięcia, które wtedy leczył i prosił, bym na siebie uważał. Czy on nie jest przekochany? No jest. A ja nie i nie wiem, czemu on ze mną jest. 
- A co, jak jednak nie będziesz mógł? Bo ty będziesz miał swojego pacjenta, a ja swojego. I wyjdzie na to, że chyba go okłamałem – powiedziałem, trochę tym przestraszony. Nie chciałem go okłamywać. Powiedziałem tylko to, co Miki mi mówił na ten temat. I pewnie każdy anioł miał takie moce uzdrawiania, poza mną, bo ja jestem wyjątkowo beznadziejnym przypadkiem. 
- Wszystko będzie dobrze. Nim się spostrzeżesz, a ratowanie ludzkiego życia będzie ci przychodziło naturalnie – uspokajał mnie dalej, gładząc po poliku. Troszkę był chłodny, nie ukrywam, ale i tak wolałem przytulać się teraz do jego chłodnego ciałka niż znajdować się w najcieplejszym miejscu na ziemi, ale bez niego. 
- A co, jeżeli jednak nie? – dopytałem, odrobinkę jednak tym zmartwiony. 
- A jeżeli nie, to znajdziemy ci inną pracę, w której świetnie się odnajdziesz. To nie jest jedyna praca na świecie, słońce – dalej mnie uspokajał. 
- No ale jedyna praca, w której mogę ci pomagać, i... – mówiłem dalej, ale Mikleo nie pozwolił mi dokończyć, nagle łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. 
- Może zamiast przejmować się jutrzejszą pracą, dzisiaj skupisz się na mnie? – spytał zaczepnie, kiedy się ode mnie odsunął, po czym usiadł okrakiem na moich biodrach. To też nie był aż taki zły pomysł. Mamy dzień calutki wolny dla siebie, a na dworze jest brzydko, zimno, nie mamy żadnego powodu, by wychodzić z łóżka. A nie, mamy, trzeba nakarmić nasze zwierzaki. Ale aż takie biedne to one nie są, są przecież całkiem zadbane, i grubiutkie, więc nic się nie stanie, jak dostaną jedzonko godzinę później. Lub dwie. No, ewentualnie trzy. 
- No nie wiem, troszkę mi zimno. I ty też jesteś zimny – powiedziałem, udając trochę głupka. Tyle dobrego, że za dużo nie musiałem się starać, bo głupkiem to ja jestem od urodzenia. Znaczy się, w sumie to ja się nie urodziłem, tylko po prostu tutaj spadłem. Z góry. I po drodze na dół udało mi się jeszcze wygrać walkę z aniołem, który chciał mnie zaciągnąć z powrotem do góry. Tak czy siak, po prostu niemądry ze mnie typ. 
- Więc ty rozgrzej mnie, a ja rozgrzeję ciebie. Pasuje ci taki układ? – zapytał, kreśląc kółeczka na mojej klatce piersiowej. Miki z reguły miał na sobie jedynie bieliznę i moją koszulę, która była jedyną moją koszulą, która była dobra, niespalona, niepobrudzona niczym i najwidoczniej już raczej nie moja, a jego, a ja z reguły miałem na sobie jedynie luźne spodnie i bieliznę. Kiedy było mi bardzo zimno, zakładałem jakiś sweterek, ale raczej robiłem to rzadko. Ten sweter niewiele mi pomagał, a bez góry spało mi się o wiele wygodniej.
- Mhm. A wiesz, co by mnie jeszcze bardziej rozgrzało? Gdybyś coś takiego ładnego założył. I zwiewnego. Chyba jeszcze nie wszystkie sukienki mi pokazałeś na sobie – zasugerowałem, kładąc dłoń na jego nagim udzie. To jest jeden z niewielu dni, które mamy całe dla siebie, więc chyba dobrze go wykorzystać. A o pracę pomartwię się potem. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz