Obudziłem się wczesnym rankiem, dostrzegając, że kominek się nie palił, a to niedobrze, może i Sorey był ciepły, ale poza łóżkiem będzie mu zimno a przecież tego dla niego nie chciałem. Zmartwiony od razu wstałem z łóżka, idąc rozpalić ogień w kominku, aby w domu zrobiło się ciepłej.
- Miki co robisz? - Słysząc zaspany głos męża, odwróciłem głowę w jego stronę, odchodząc od rozpalonego już kominka, aby podejść do łóżka, delikatnie całując go w czoło.
- Rozpaliłem ci kominek, żeby nie było ci zimno - Wyznałem zgodnie z prawdą, podchodząc do szafy, wyciągając z niej ubrania, zakładając na swoje ciało, przygotowując się do pracy, nie mogąc już zrobić ani dnia więcej wolnego.
- A gdzie idziesz? - Dopytał, tak jakby zapomniał, że muszę iść do pracy, zmęczenie robi swoje, niech mu będzie.
- Gdzie? Do pracy skarbie muszę iść do pracy - Przypominałem mu, od razu dostrzegając, że wstaje z łóżka tylko po co? Ja wiem, wiem, że rozmawialiśmy o tym, abyśmy pracowali razem, tyle, teraz gdy sobie i tym myślę. Uważam, że powinien zostać w domu, tu będzie mu ciepło, a to przecież było najważniejsze.
- No tak, miałem iść z tobą - Powiedział, wstając z łóżka, podchodząc do szafy, aby przygotować się do wyjścia ze mną.
- Jesteś pewien? - Zapytałem, przyglądając mu się z uwagą w swoich oczach.
- Oczywiście, że tak, o mnie się nie martw owieczko - Wyznał, całując mnie delikatnie w czoło, zakładając ubranie na ciało.
No o, po co ja palę ogień w kominku, jak on wychodzi ze mną z domu, gdybym wiedział, że jednak będzie bawił się w upartego osła, na pewno nie rozpaliłbym ogniska.
- Tylko gdyby coś się działo, proszę daj mi znać - Poprosiłem, idąc z nim do łazienki, gdzie każde z nas zajęło się sobą, aby przygotować do wyjścia z domu i pójścia do pracy.
Przed wyjściem oczywiście jeszcze musieliśmy nakarmić zwierzaki, aby nie były głodne, gdy my cały dzień będziemy w pracy.
- Będzie dobrze, nie martw się - Wyznał, chwytając moją dłoń, gdy wyszliśmy razem z domu, zamykając za sobą drzwi na klucz, powoli idąc do szpitala, rozmawiając o tym, jak Sorey ma się zachowywać, co jak co, kochany jest, ale raczej nie po drodze mu z mądrością co chyba i on dobrze wiedział.
Oby tylko na nim głupiego nie wpadł, w innym wypadku możemy mieć kłopoty.
- Zaczekaj tu, porozmawiam z ordynatorem - Poprosiłem, wchodząc do małego gabinetu mojego szefa, zaczynając z nim temat pracy, której chciał podjąć się mój mąż. Na szczęście mój szef był chętny na przejęcie kolejnego anioła, prosząc abym go tu zaprosił, samemu zaczynając już pracę.
Podziękowałem mężczyźnie, wychodząc z jego gabinetu.
- Szef chce z tobą rozmawiać, postaraj się, a na pewno się uda, wierze w ciebie i życzę ci powodzenia - Odezwałem się do niego, łącząc nasze usta w delikatnym, ale za to szybkim pocałunku.
- Obym sobie poradził - Westchnął, wchodząc do gabinetu, gdy ja szybko przebrałem się w ubrania, przeznaczone do pracy idąc do pacjentów, aby się nimi zająć i skontrolować jak się dziś czują.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz