Mimo, że wróciliśmy już do domu, nie czułem się jakoś specjalnie lepiej. No dobrze, na pewno czułem się odrobinkę lepiej, bo w końcu w domu było znacznie cieplej niż na tym brzydkim dworze wśród tego brzydkiego śniegu, ale cały czas było mi zimno. No chyba, że Miki był obok mnie, wtedy mi było ciepło, ale Miki chyba nie chciał za bardzo się do mnie przytulać. A przynajmniej takie miałem wrażenie. Wcześniej obiecał mi, że położy się obok mnie, a zamiast tego poszedł zajmować się zwierzakami. Znaczy się, ja w zupełności rozumiem to, że trzeba zająć się zwierzakami, ale w takim razie po co mówił mi, że się położy obok mnie? Chciał mnie zagonić do łóżka? Przecież sam bym poszedł. Nie miałem za bardzo wyjścia, w końcu nie mam za bardzo na cokolwiek siły i z chęcią poszedłbym spać. Ale spać też nie pójdę, bo nie ma Mikiego obok. Muszę na niego czekać tak czy siak...
Wypiłem całą czekoladę na raz, a następnie okryłem się calutki kołdrą, czekając na powrót Mikleo. Oczywiście starałem się jakoś zasnąć bez niego, ale tak jak podejrzewałem, nie udawało mi się to, i tak leżałem pod kołdrą, strasznie drżąc. Po chyba kilku strasznie długich minutach, jak nie kilkunastu, usłyszałem charakterystyczne człapanie po deskach, a następnie poczułem, jak coś liże mnie po czole. Lucky... a więc jednak udało mu się wrócić do domu po tym, jak mu to kazałem. Nie sądziłem, że się mnie posłucha. Co za kochany piesek... chociaż jemu się nic nie stało.
- Cześć, Lucky – wyszeptałem cicho, wyciągając rękę w jego stronę, by go jakoś trochę pogłaskać. Nawet on nie był tak ciepły, jak mi się wydawało. Chyba jedynym źródłem ciepła dla mnie w tym momencie jest Mikleo. Ja to chyba nie jestem do końca normalnym aniołem... znaczy, nigdy nikt nie twierdził, że jestem, ale odstępuję od normy znacznie bardziej, niż przypuszczałem. Każdy normalny anioł czuł ciepło od wszystkiego, co jest ciepłe. A ja czuję ciepło głównie od męża, który jest zimny, ale tylko wtedy, kiedy jestem chory.
Piesek zamerdał wesoło ogonkiem, a wskoczył na łóżko, co tak do końca mi się nie spodobało, ale tym razem już się mnie nie słuchał, tylko zwinął się w kłębek obok mnie. I co ja z nim mam...? Przynamniej słucha się mnie w najważniejszych momentach i kiedy musi wrócić do domu, to wraca do domu, chociaż miło by było, gdyby tak teraz też się mnie posłuchał, no ale niechaj już mu będzie, przeżyję. Nic złego nie robi, ale też tak zbytnio mnie nie dogrzewa, ale do niego o to pretensji mieć nie mogę. W tym momencie jedyna istotą, która jest w stanie mnie ogrzać jest mój mąż, którego nadal nigdzie nie było. Aż zacząłem się o niego martwić. Gdzie on jest? Mówił, że zaraz do mnie przyjdzie, a nadal go nie ma. Może powinienem pójść go poszukać? Albo lepiej nie, bo jeszcze zacznie na mnie krzyczeć. Teraz to jeszcze bardziej mam wrażenie, że Miki mnie nie chce, ale chyba nie jest najmądrzejszym posunięciem to, by go zostawiać w taką porę roku. Ale jeżeli to będzie trwało do wiosny, no to chyba nie będę miał innego wyjścia...
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz