Wróciłem do męża, dopiero gdy wszystko udało mi się załatwić, zwierzęta nakarmione i porządnie wygłaskane do tego kolejna gorącą czekoladą zrobiona, aby mojego niezdarę rozgrzać, chociaż nie niezdara to do niego nie pasuje, on jest głupi i nieodpowiedzialny, a to, co uczynił, było iście nieodpowiedzialne, wystarczyła chwila, aby zginął w tym zimnie, a on tego nie potrafi zrozumieć.
- Miki, już jesteś - Wychrypiał, gdy tylko wszedłem do sypialni, trzymając kubek z gorącym wywarem.
- Tak, przyniosłem ci gorącą czekoladę, tak wiem, że już ją piłeś, ale myślę, że druga ci raczej nie zaszkodzi - Stwierdziłem, stawiając mu kubek na szafce nocnej.
- Nie chce pić gorącej czekolady, chce żebyś się obok mnie przytulił. Mówiłeś, że chcesz, abym został, że nie mam odchodzić, a mimo to nie chcesz ze mną leżeć - Mruknął, brzmiąc jak małe załamane dziecko, które zaraz zacznie mi płakać.
- Właśnie, jeśli o to chodzi - Zacząłem ale Sorey nie dał mi dokończyć, od razu wracając swoje dwa słowa.
- Wiedziałem, mam odejść - Wydukał, prowokując mnie do sprzedania mu strzału prosto w ten głupi łeb.
- Nie, nie chce, abyś odszedł i nie chce, abyś mówił mi takie głupoty, kocham cię i nie przestanę, ale czasem mnie drażnisz swoim zachowaniem, które jest dziecinne, ale cię kocham mimo tego - Wyznałem, siadając na łóżku, kładąc dłoń na jego czole. - Mimo to należy ci się kara za to, co zrobiłeś, mogłeś umrzeć, a to było bardzo głupim posunięciem, dlatego nie mogę być dla ciebie litościwy i nie będę na twoje zawołanie, przytulać będziesz się do mnie tylko w nocy, bo tylko na to zasłużyłeś, a za dnia masz grzecznie leżeć w ciepłym pokoju, a jeśli tego nie zrobisz, przywiąże cię do łóżka I zrobię wszystko, abyś już więcej się nie ruszył z niego - Ostrzegłem, wiedząc, że moje zachowanie jest niewłaściwe, ale tak trzeba, on na to zasługuje ab nauczyć się, że takich rzeczy robić nie może, gdybym go nie znalazł, nie wiadomo czy by w ogóle przeżył, a on nawet tego nie pojmuje.
- Co? Nie, nie chce tak - Burknął, nakrywając się jeszcze bardziej kołdrą.
- Nie masz wyjścia, kara musi być - Odparłem, patrząc na niego spokojnie. - A teraz pij czekoladę i idź spać - Powiedziałem to rozkazującym tonem, aby zrozumiał, że nie żartuję.
Sorey napuszył policzki, nakrywając się kołdrą obrażony na mnie za to, że nie chce się do niego przytulić, a przecież powinienem, no cóż, gdybym to zrobił, na pewno by myślał, że już mi przeszło, a nie przeszło, nie za to, co zrobił.
- Nie masz się co obrażać, to ci nic nie da - Odparłem, kładąc dłoń na jego czole, dostrzegając, że jest wciąż bardzo zimny. Westchnąłem cicho, trochę niepocieszony tym co się z nim działo wyszedłem do łazienki, aby przynieść mu gorący okład, który położyłem mu na głowie, nakrywając kocykiem.
- Zrobić ci kąpiel? - Zapytałem, chcąc wiedzieć, czy aby przypadkiem nie ma takowej ochotę.
- Nie chce - Mruknął na mnie obrażony.
- No dobrze, nie to nie, ja idę się umyć, a ty idź już spać - Poprosiłem, nim wyszedłem z pokoju, idąc do łazienki, gdzie miałem zamiar się od razu wykąpać.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz