Rozumiałem go chociaż w tej sprawie nie mogłem mu pomóc, z zimą nic nie mogę zrobić taką już jedynie natura i z nią się nie wygra.
- Przykro mi kotku ale z tym ci nie jestem w stanie pomóc - Przyznałem, siadając obok niego na łóżku, poprawiając grubą kołdrę, którą był nakryty, całując go w czoło. - Przygotuję ci gorącą czekoladę, od razu poczujesz się lepiej - Dodałem, całując go w czoło, nim wyszedłem z pokoju, idąc do kuchni, aby przygotować mu obiecaną czekoladę, którą tak bardzo lubił.
Po przygotowaniu jej przyniosłem mu ją do pokoju, musząc zająć się kominkiem, w którym ogień zdążył się już wypalić.
- Czegoś jeszcze byś sobie życzył? - Zapytałem, patrząc na męża. - Oczywiście poza zmianą pór roku bo na nie wpływu nie mam - Dodałem, nie chcąc, aby prosił mnie, o coś, nad czym kontroli nawet nie mam.
- Nie - Mruknął, biorąc do rąk kubek z gorącą czekoladą, grzejąc się za jej pomocą od środka, przynajmniej tyle mogłem dla niego zrobić.
Nie przeszkadzając mu w tej chwili, poszedłem do łazienki, gdzie przebrałem się w czyste ubrania przeznaczone na noc, zakładając krótką bluzkę na ramiączkach i krótkie spodnie pozwalające mi czuć się dobrze w czasie moich ulubionych pór roku.
- A tobie to nie za zimno będzie? - Podpytał, od razy zwracając na mnie swoją uwagę.
- Nie wręcz przeciwnie tak będę czuł się najlepiej - Wytłumaczyłem, wchodząc pod kołdrę, od razu jednak z niej rezygnując, nie mając ochoty się gotować.
Sorey oczywiście od razy wykorzystał ten moment, wtulając się w moje ciało, przynajmniej mnie nie przykrywając bo tego naprawdę bym nie zniósł.
- Moja owieczka - Burknął w taki sposób jak gdyby coś lub ktoś miało mu mnie zabrać, czy to przypadkiem niemajaczenie? Sam już nie wiem.
- Oczywiście, niczyja inna - Zapewniłem go, tuląc się do niego, zamykając swoje oczy, dopiero teraz czując, jak byłem zmęczony, mimo że nic wielkiego nie zrobiłem, to dopiero było ciekaw.
Nie myśląc o tym jednak zbyt długo, odpłynąłem do krainy morfeusza, już niczym specjalnie się nie przejmując.
Dzień następny zaczął się dla mnie, gdy tylko Sorey zaczął mi się trząść pod kołdrą, od razu wstałem, aby rozpalić kominek, który zgasł i przyniosłem mu dodatkowe koce razem z gorącą czekoladą, którą miska mu pomóc w rozgrzaniu się.
- Zostaniesz dziś w domu, nie ma sensu, abyś szedł do pracy, tym bardziej że i tak możesz nie dać sobie rady z powodu tak silnego chłodu panującego na dworze - Zauważyłem, nie chcąc, aby się męczył, tak naprawdę nie musi pracować przez całą zimę, ograniczając swoje wyjścia do minimum.
- Słucham? Nie, nie mogę cię zostawić tam samego, ty mnie potrzebujesz - Mówił, mimo wszystko nie mając siły wstać z łóżka, nie mówiąc już o ruszaniu się z niego.
- Potrzebuję całego i zdrowego a ty w tej chwili zdrowy nie jesteś, dlatego właśnie zajmij się sobą i leż dużo w łóżku a ja pójdę pracować - Zapytałem, zbliżając się do niego, całując jego usta, prosząc, aby nie wstawałem z niego, jeśli nie będzie, to konieczne informując, że zwierzaki leżeć wyjściem też nakarmie, aby on sam nie musiał robić już nic..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz