Słysząc jego słowa, kiwnąłem delikatnie głową, zrozumiałem już, dlaczego on chce wstać, ale mimo wszystko wolałbym, aby pozostał tutaj ze mną.
- No dobrze, w takim razie proszę, przynieś mi gorącą czekoladę - Poprosiłem, uśmiechając się do niego ciepło, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Oczywiście, mówisz i masz owieczko - Wyszeptał, wstając z łóżka, zakładając na swoje seksowne ciało, nim wyszedł z naszej sypialni, pozostawiając mnie samego.
Rozciągając się leniwie, podnosiłem z łóżka, zakładając koszulę męża na swoje ciało, podchodząc do okna, aby na chwilę je otworzyć, biorąc głęboki wtedy, ciesząc się powietrzem, które łaskotało mnie po policzkach.
- Miki a ty, dlaczego nie leżysz w łóżku? Zapytał, wchodząc do sypialni z dwoma kubkami gorącej czekolady.
- Musiałem wstać, aby wyprostować swoje kości - Wyjaśniłem, podchodząc do męża, gdy tylko postawił kubki z gorącym napojem. - Dziękuję - Wymruczałem, biorąc kubek z gorącą czekoladę, do ust rozkoszując się jej smakiem. - Mmm, puszności - Wyznałem, siadając na łóżku obok męża, patrząc przed siebie w stronę okna, ciesząc się widokiem, który zaoferowała nam pogoda.
- Chciałbyś wyjść na dwór? - Podpytał, dostrzegając moje spojrzenie.
- Nie, nie, chce spędzić czas z tobą, przecież nie zawsze mamy czas, aby razem mieć możliwość spędzić czas razem - Wyznałem zgodnie z prawdą, wtulając się w jego ciało, mrucząc cicho pod nosem.
- Dobrze, ale gdybyś chciał pójść, nie krępuj się - Stwierdził, chcąc zachęcić mnie do wyjścia z domu, tak jakbym już poszedł, nie ma takiej opcji, pozostaję tutaj z nim.
- Przemyśle to - Zgodziłem się na przemyślenie, owej propozycji mimo wszystko nawet na dwór nie wychodząc, zdecydowanie wolę być tu z nim spędzając wspólnie czas aż do nocy, nim zażyliśmy wspólnie gorącej kąpieli, idąc tuż po niej spać.
Dzień następny nadszedł bardzo szybko nie tylko dla mnie, ale i dla mojego męża, który już z samego rana zaczął się stosować, mój biedaczek, niepotrzebnie się stresuje, przecież idziemy tam razem, w razie co ja będę tu przy nim, aby mu pomóc, a jeśli jednak okaże się, że nie daje sobie rady, znajdziemy mu coś innego, nie każdy musi ratować ludzi, nie każdy anioł jest do tego stworzony.
- Sorey spokojnie, nie musisz się tak stresować, będę przy tobie i w razie co ci pomogę - Obiecałem, gdy oboje szykowaliśmy się do pracy.
- No dobrze - Westchnął cicho, zakładając swoją koszulkę na ciało, wychodząc z naszej sypialni co i ja uczyniłem, idąc za nim, aby nakarmić zwierzaki, a przynajmniej taka była moje pierwsza myśl, która pozostała szybko zaprzątnięta pod dywan, a wszystko to dlatego, że mój Sorey już to uczynił. Najwidoczniej tak się stresuje, że chce zrobić wszystko, aby właśnie o tym nie myśleć, mój biedaczek oby tylko mu przeszło, w pracy nie pomoże mu nadmierny stres.
- Sorey, nie stresuje, się będzie dobrze - Odezwałem się, podchodząc do męża, wtulając się w jego plecy.
- Łatwo ci mówić, ty umiesz dobrze leczyć i przychodzi ci to z łatwością, a ja boję się, że nie podołam - Stwierdził, co doskonale rozumiałem, na jego miejscu, pewnie też bym się tak czuł.
- Rozumiem, że się stresujesz, ale wierzę w ciebie i wiem, że sobie świetnie poradzisz - Zapewniłem, uśmiechając się do niego, najcieplej jak tylko potrafiłem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz