Będąc u Lailah, z niecierpliwością czekając, aż kobieta podpowie mi, jak odnaleźć mojego męża, którego od razu zabije, za to, co zrobił, zwrócę mu życie i znów go zabije..
Przerażony obgryzałem już wargi, tylko czekając i czekając, a czekaniem stawało się coraz to trudniejsze.
- I? - Zapytałem, nie mogąc już dłużej czekać.
- Możesz go odnaleźć, tylko się skup na nim, myśl tylko o nim i spróbuj go odnaleźć - Gdy to mówiła, trochę nie wierzyłem, że mogę go odnaleźć, a mimo to próbowałem, skupiając się na mężu, którego w końcu zacząłem czuć jego obecność, bardzo, ale to bardzo słabą, ale wyczuwałem, a to dawało mi nadzieję, aby myśleć, że mój mąż jeszcze żyje i nic mu nie jest przynajmniej do naszego spotkania.
- Mam go - Zwróciłem się do Lailah, odczuwając ulgę, on żyje i na razie to się liczy. - Dziękuję Lailah, pójdę go poszukać - Podziękowałem pani jeziora, wychodząc z zamku, od razu zaczynając go szukać męża, który był o dziwo bardzo daleko ode mnie.
Po co on w ogóle gdzieś tam poszedł? Co mu odbiło? Zgłupiał do reszty przez tę swoją gorączkę, bo nie rozumiem, o co mu w ogóle chodzi.
Zmartwiony tym, co dzieje się z mężem, a jednocześnie bardzo wściekły ruszyłem w drogę, szukając go, za pomocą sam nie wiem czego, Lailah mi tłumaczyła, ale za Chiny ludowe nie mogłem się skupić, na tym, co mówi, chcąc już jak najszybciej ruszyć za moim głupimi mężem.
Szukałem go naprawdę długi, dni mijały, a ja, zamiast się do niego zbliżać, czułem jak bym się od niego oddał, co się działo, ja niczego nie rozumiałem, mimo wszystko dzielnie idąc jego śladem.
Dni mijały, a ja każdego dnia musiałam robić sobie przerwy z powodu zmęczenia, które mnie dopadało a wszystko to dlatego, że nie mogłem spać ani tym bardziej myśl o czymś innym niż tylko o mężu, o którego się strasznie martwiłem, nie mając pojęcia co się z nim dzieje i jak w ogóle znosi tę okropną zimę, przy której powinien siedzieć w domu, grzejąc się przy kominku w domu..
Po kilku dniach odnalazłem męża, nieprzytomnego męża, do którego od razu podbiegłem.
- Sorey? Co się dzieje, Sorey? - Kucnąłem przy nim, delikatnie nim potrząsając, dostrzegając brak jakikolwiek oznak życia. Przerażony tym faktem zacząłem go leczyć, mając nadzieję, że to pomoże, ogrzać nie miałem go czym ale mimo to nie miałem zamiaru się poddać, uratuję go, a potem jak nic zabije.
Doprowadzenie go do przytomności trochę mi zajęło ale się udało, udało się.
- Mikleo, co ty tu robisz? - Wyszeptał zmęczonym głosem.
- Szukam cię głupku, co ci w ogóle odbiło? - Zapytałem, bardzo się martwiąc, co nie oznacza, że nie oberwie mu się za to, co zrobił, oj oberwie.
- Myślałem, że już mnie nie chcesz, że mam odejść - Gdy to mówił, wzdychałem ciężko, ależ on jest głupi i jak tu go nie trzasnąć.
- Nie myśl za dużo głupku, widać już na wstępnie, że to ci nie służy - Mruknąłem, przyglądając mu się uważnie, najpierw się nam zajmę, a potem jak utłukę. - Możesz wstać? - Zapytałem zmartwionym głosem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz