Nie byłem do końca zadowolony z tego, że jakiś obcy chłopak mu pomógł. Znaczy się, dobrze, że znalazł się ktoś, kto mu pomógł, chociaż gdyby dał mi znać wcześniej, to przecież przyszedłbym do niego i mu pomógł. Nie sądziłem, że będzie chciał dzisiaj kupić drzewo, przecież jeszcze troszkę mieliśmy go w szopie... mówił coś o tym, że chce mi kupić nowe ubrania, i też miał jakieś dziwne, niepokojące pakunki, no ale o drewnie nie mówił. Albo mówił...? Mniejsza, nie podobało mi się to, że pomógł mu młody, przystojny chłopak. Czemu nie mógł mu pomóc ktoś normalnie, przeciętnie wyglądający? Ten tutaj Yuta wyglądał zdecydowanie lepiej ode mnie. To nie było aż takie trudne, bo przez brak słońca i ciepła wyglądałem znacznie gorzej niż jeszcze te kilka dni temu... ja wiem, że ostatnio moje włosy są nijakie, i cera taka jakaś poszarzała, no ale żeby już żeby gadać do młodszego i przystojniejszego?
Mimo lekkiego naburmuszenia i obrażenia na mojego męża podszedłem do wozu, który chyba wypożyczył na to, by przewieźć tutaj drewno, bo inaczej raczej by się nie zabrał, a następnie złapałem za jego rączkę i pociągnąłem go bliżej szopy, by lepiej było mi przenosić drewno. Mi, nie nam, bo Mikleo muszę zaraz odesłać do domu. Trochę zmarzłem podczas grabienia podwórka, nawet zacząłem mieć wrażenie, że palce zmarzły mi tak bardzo, że zginanie ich powodowało u mnie ból, ale Miki jest zmęczony po pracy i ma iść odpoczywać.
- Gdzie masz zwrócić wózek? – zapytałem, otwierając drzwi do szopy.
- Trochę tego drewna kupiłem, więc wózek dostałem w gratisie – odpowiedział, na co pokiwałem głową. No to dobrze, bo nie za bardzo miałem ochotę wracać z tym wózkiem do miasta...
- Świetnie, a teraz wracaj do domu – powiedziałem, zaradzając mu drogę do wózka. – Tym zajmę się ja, a ty idź wypoczywać – dodałem, mrużąc gniewnie oczy.
- Jak ktoś ma wracać do domu... – zaczął, ale nie pozwoliłem mu dokończyć.
- Im dłużej będziemy się kłócić, tym dłużej będę stać na dworze i marznąć, więc bardzo proszę, nie utrudniaj mi tego – poprosiłem, mając nadzieję, że tym trochę wpłynę na jego sumienie.
Mikleo spojrzał na mnie niezadowolony, widziałem, że chce się kłócić, ale szybko odpuścił, wracając do domu z jakimiś pakunkami, a ja mogłem spokojnie zabrać się do przenoszenia drzewa, nim znów zacznie padać. Od razu zauważyłem, że większość kawałków były za grube i długie, no ale tym się zajmę jutro, bo dzisiaj nie dam już rady. No i jeszcze coś trzeba zrobić z tą ogromną kupką liści z tyłu domu, tylko nie do końca wiem, co. Muszę pomagać z Mikim na ten temat, bo on się bardziej zna na tym temacie, no ale to później.
Przekładnie tego drewna zajęło mi aż półgodziny i zmarzłem przeokropnie. Jak ja mogłem zginać palce, to nie miałem pojęcia, ale chyba troszkę już straciłem w nich czucie. Oby do jutra mi przeszło, bo przecież muszę porąbać drewno, które właśnie znalazło się w szopie... strasznie więc przemarznięty wróciłem do domu z Luckym, który przez cały dzień mi towarzyszył. Przez cały ten czas nie zapomniałem o przystojnym chłopaku, z którym mój Miki dogadywał się podejrzanie za dobrze i jak jeszcze się nad tym bardziej zastanowiłem, to bardziej mi się to nie podobało. I pewnie nawet byłbym na niego trochę obrażony, gdyby nie to, że był strasznie smutny. Miki siedział przy stole w kuchni, patrząc w okno, przez co nie zauważył, że już wróciłem. Może i byłem na niego obrażony i zazdrosny... ale nie potrafiłem być na niego zły, kiedy on jest smutny.
- Co się stało, Owieczko? – spytałem, siadając naprzeciw niego. Nie pytałem się, czy coś się stało, bo wiedziałem, że tak, coś się stało, tylko nie wiem jeszcze, co. Jeżeli ktoś mu coś przykrego powiedział, to pomimo mojego miernego stanu przeszedłbym się do tej osoby i ją wyjaśnił. Mój Miki oddaje wszystko dla tych ludzi, poświęca im całego siebie, a oni tak go okrutnie traktują. Co prawda nie mam pewności, że to przez pracę, ale co innego mogłoby spowodować u mojego aniołka smutek?
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz