Jak się czułem? Tak samo, jak było na dworze, czyli zimno i ponuro. Nie podobała mi się ta pogoda, jesień zawsze jest taka brzydka? Mam nadzieję, że nie, i że te dwa dni ostatnie to po prostu niefart. Nawet jeżeli jest już jesień, to dopiero jest jej początek i nie powinno chyba być tak źle. Chyba. Im bliżej zimy powinno być gorzej, a nie odwrotnie. Oby jutro było lepiej i wyszło słoneczko, bo ja nie powinienem tyle leżeć w domu. A jak słońce nie wyjdzie, to ja wyjdę. Nawet jakbym miał trzęść się jak galaretka, to i tak tam pójdę. Drewno w końcu trzeba porąbać, chociaż najpierw trzeba mieć co porąbać. Muszę powiedzieć Mikleo, by trochę zakupił drewna od drwali, to wtedy mógłbym się tym spokojnie się tym zająć. A jak jeszcze nie ma drewna, to zabrałbym się za liście. Roboty na dworze nie brakuje.
- Zimno. I smutno. Stęskniłem się za tobą – powiedziałem, wtulając się mocniej w jego cudownie ciepłe ciałko. Teraz dopiero czułem się lepiej, w końcu czułem się uzupełniony i spokojny, bo wiedziałem już, że jest bezpieczny tutaj w domu. Tak sobie myślę, że może powinienem wcześniej po niego wyjść? Oczywiście, że powinienem, jako dobry mąż powinienem zadbać o jego bezpieczeństwo, a nie kulić się pod kołdrą.
- Jutro kupię ci kilka cieplejszych rzeczy, dobrze? – powiedział, gładząc moje włosy. Jakie to było miłe... mógłby to robić przez całą wieczność i nie znudziłoby mi się to.
- Nie musisz, poradzę sobie. Musimy przecież mnie hartować, bym przetrwał następną zimę. Lepiej kup drzewo, przyda się nam ono bardziej niż ubrania dla mnie – poprosiłem nie chcąc, by wydawał na mnie pieniądze.
- Kupię i drzewo, i ubrania dla ciebie. I tak bym musiał w końcu to zrobić, masz ich zdecydowanie za mało. Nigdzie w ogóle nie widzę koszuli, w której wyruszyłeś na wyprawę z Lailah. Co się z nią stało? – spytał, czym mnie lekko zaskoczył. To było tak dawno temu, a on o to pyta dopiero teraz? On to dopiero ma spóźniony zapłon.
- Spłonęła – bąknąłem cichutko, jakby ze wstydem.
- Czyli masz tylko jedną koszulę, jeden sweter i dwie pary spodni, z czego jedna jest do spania, druga na co dzień. Nawet nie masz żadnej koszuli do spania. To już ja mam więcej ubrań od ciebie, a zawsze było odwrotnie – podsumował krótko całą moją garderobę, jakby była czymś niezwykle ważnym.
- No i po co więcej? – zapytałem, nie rozumiejąc skąd u niego taka chęć kupienia dla mnie więcej ubrań.
- Ponieważ robi się chłodniej i potrzebujesz więcej ciepłych rzeczy, by się nie wyziębić, i też pewnie będziesz chciał pracować w przyszłości, prawda? A w pracy różne wypadki się zdarzają, możesz się pobrudzić i wtedy oczywiście będziesz potrzebował czegoś na przebranie – wyjaśnił spokojnie i powoli, jak małemu dziecku.
- Albo po powrocie do domu wyprałbym ubranie, a ty byś jednym ruchem je wysuszył – odpowiedziałem, troszkę psując jego logikę.
- I tak szykuj się na to, że jutro przyjdę z zakupami dla ciebie – stwierdził finalnie, co mi się nie spodobało. Mamy oszczędzać pieniądze dla dzieci, a nie wydawać je na niepotrzebne rzeczy... – Skoro tak ci zimno, może przygotować ci coś do gorącego do picia? – zapytał po chwili, na co pokręciłem przecząco głową.
- Nie chcę, byś odchodził, stęskniłem się za tobą – poprosiłem. Dopiero co wrócił i już chce iść? Jeszcze się nie odtęskniłem za nim, na to potrzebuję znacznie dłuższej chwili.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz