Widząc, że Sorey nie wypił gorącego napoju, westchnąłem cicho, wylewając go do zlewu, okład z ręcznika wywieszając na suszarce. Wiedząc, że nie ma sensu już go moczyć i zanosić mężowi, który i tak nosić go nie chciał.
- Chyba wszystko - Odezwałem się sam do siebie, wychodząc z kuchni, idąc do sypialni, gdzie leżał mój mąż, nakryty tymi wszystkimi warstwami wciąż trzęsąc się z zimna. Na własne życzenie, mógł nie uciekać z domu, ja mu przecież nie kazałem, sam sobie na to zapracował.
Nie mówiąc nic, wszedłem pod kołdrę obok Soreya, od którego biło zimno które od razu czułem i co mnie martwiło, przecież kominek był rozpalony, a warstwa kotów na kołdrze potrafiła zabić, a mimo to on wciąż był zmarznięty.
Westchnąłem cicho, już odczuwając gorąco z powodu temperatury i tych wszystkich koców odkryłem się, odczuwając ulgę, czekając, aż Sorey się do mnie przytuli, nie zrobił tego jednak ani razu, najwidoczniej już śpiąc.
Nie przeszkadzając mu więc w odpoczynku, sam wtuliłem się w poduszkę, zamykając oczy, aby pójść spać, po tych wszystkich wydarzeniach było to wręcz wskazane, zdecydowanie wystarczy mi już na dziś atrakcji, a i jemu na pewno więcej nic głupiego do głowy nie wpadnie, a przynajmniej nie teraz.
Spałem jak nigdy zmęczony i bez chęci na otworzenie swoich oczu, było mi tak dobrze, chłodno i przyjemnie, a wszystko to zasługa mojego męża, który przytulał się do mnie przez sen, czym przynosił mi ulgę w tym gorąco.
Patrząc na niego, widziałem, że nie chce się ode mnie odsuwać, nawet nic nie robiąc sobie z moich wczorajszych słów. Kara miała być surowa, a ja już czuję, że niedługo zmięknę.
- Dzień dobry - Przywitałem się, podnosząc do siadu, rozciągając leniwie swoje kości, ciesząc się z wolnego leniwego dnia, który mogłem wykorzystać, na co tylko chciałem.
- Dzień dobry, gdzie idziesz? - Zapytał, gdy tylko wstałem z łóżka, biorąc ubrania do ręki, mając w planach się przebywać, nakarmić zwierzaki a później sam nie wiem, na dwór nie chciało mi się wyjść, ale siedzieć w łóżku też nie mogłem, kara to kara muszę być twardy.
- Idę się przebrać, nakarmić zwierzaki a później zrobię ci gorącą czekoladę - Wyznałem, zgodnie z prawdą nim wyszedłem z pokoju, kierując się do łazienki, gdzie szybko się przebrałem, zająłem naszymi kochanym zwierzakami, które już nie mogły doczekać się jedzenia, przygotowując w następnej kolejności gorącą czekoladę dla męża, którą mu zaniosłem, stawiając na szafce nocnej.
- Chcesz może coś jeszcze? - Zapytałem, podchodząc jeszcze do kominka, w którym musiałem rozpalić ogień. Mój panie jak on szybko wygasa.
- Chce - Powiedział, czym zwrócił moją uwagę, odruchowo spojrzałem na niego na chwilę, nim znów spojrzałem na kominem, w którym prawie już rozpaliłem ogień.
- Co chcesz? - Podpytałem, odsuwając się od kominka, w którym już zdążyłem rozpalić ogień, podchodząc do łóżka, aby uważnie mu się przyjrzeć.
- Chce, abyś położył się obok mnie - Poprosił, od razu robiąc minę zbitego psa, która chyba miała zrobić na mnie wrażenie i pewnie by zrobiła, gdyby nie to, że wciąż jestem na niego zły, za to, co zrobił.
- Nie zadłużyłeś sobie na to, już ci mówiłem - Odparłem spokojnie, przypominając mu o tym drobnym fakcie.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz