Mój Sorey miał rację, najlepiej, aby kołyski były w naszej sypialni, abyśmy nie musieli chodzić do pokoi, tym bardziej że dla mnie po porodzie będzie to trudne, a mój Sorey nie będzie w stanie chodzić do dwóch pokoi jednocześnie, gdy oba maluszki zaczną płakać w tym samym momencie.
- Masz rację, tak będzie najlepiej, dopóki będzie trzeba, niech śpią z nami - Przyznałem mu rację, poprawiając się na fotelu, kładąc dłoń na swoim brzuchu, delikatnie go głaszcząc. - Dzieci na pewno będą potrzebowały naszej bliskości i czułości - Dodałem, z łagodnym uśmiechem na ustach, ciesząc się moimi malutkimi szczęściami, których już nie mogłem się doczekać.
- Ja to czasem mądry jestem - Powiedział, uśmiechając się do mnie radośnie, całując mnie w nos.
- Jesteś, bardziej niż ci się wydaje - Zapewniłem go, poprawiając się na fotelu, cicho jęcząc z powodu bólu.
- Wszystko w porządku? - Zapytał, patrząc na mnie z przerażeniem w swoich rubinowych oczach.
- Tak, oczywiście wszystko w porządku to tylko kręgosłup - Przyznałem, uśmiechając się do niego ciepło, nie chcąc, aby się o mnie martwił, przecież to naturalne, że wszystko mnie bilo i boleć będzie aż do porodu.
- Powinieneś się położyć - Powiedział, a ja w końcu się zgodziłem, nie mając siły już dłużej siedzieć, dopiero co wstałem z łóżka, a już mam dość siedzenia.
Zmęczony pozwoliłem mu prowadzić się do sypialni, gdzie pomógł mi się położyć do łóżka, a ja znów zmęczony poszedłem spać, tylko to ostatnio w życiu robiąc.
Późnym porankiem obudził mnie okropny ból brzucha, zaciskając zęby, poprawiłem się na łóżku, podnosząc z łóżka, dostrzegając kropkę krwi płynące po moich nogach.
Co się dzieje? Moje maleństwa.
Przerażony powoli podszedłem do drzwi, które otworzyłem, upadając na ziemię, ciężko dysząc.
- Sorey?! Sorey! - Krzyknąłem, wołając mojego męża, który szybko przybiegły do mnie z przerażeniem w oczach.
- Co się dzieje? - Zapytał, kładąc dłoń na moim brzuchu.
- Coś się dzieje z dziećmi - Wydusiłem, zaczynając płakać, tracąc po chwili kontakt z rzeczywistością.
Nie czułem już nic, nie wiedziałem, co się ze mną dzieje świat na chwilę się dla mnie zatrzymał..
Otworzyłem oczy, nie wiedząc co dzieje się wokół mnie, zmęczony rozejrzałem się po pokoju, nie nająć pojęcia gdzie ja tak właściwie jestem.
- Sorey - Wyszeptałem, wyciągając dłoń w stronę męża, nie mając siły nawet wstać z łóżka, nagle zdając sobie sprawę z pewnego faktu, mój brzuch był znów mały, gdzie są moje dzieci?
Przerażony podniosłem się energicznie do siadu, trzymając ręce na brzuchu.
- Miki spokojnie - Sorey który się obudził, położył dłonie ma moich ramionach, próbując mnie uspokoić, gdy ja wpadłem w histerie.
- Gdzie są moje dzieci? - Wydusiłem, zaczynając płakać, bojąc się, że je straciłem.
- Spokojnie Miki, śpią całe i zdrowe - Uspokoił mnie, w tym samym momencie do sali weszła pielęgniarka, trzymając w rękach nasze ewa skarby. I właśnie w tej chwili zdałem sobie sprawę, że byliśmy w szpitalu.
- Witaj mamusiu, dzieci nie mogły się doczekać - Powiedziała pielęgniarka, podając mi moje skarby. Piękne skarby, które miały już białe włosy, których było naprawdę dużo.
- Są piękne - Wyznałem, nie mogąc ze szczęścia przestać płakać.
<Pasterzyku? C;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz